czwartek, 28 lutego 2013

Final


-Nie chodziło o ciebie- Jack próbował wybrnąć jakoś z sytuacji, jednak Kim nie dała się na to nabrać.
-Myślisz, że jestem głupia?- słychać było, że jest zdenerwowana.- Z kim rozmawiałeś?- gdy nie dostała odpowiedzi siłą chciała wyrwać mu telefon z ręki.
-Co ty robisz- złapał ją mocno za nadgarstek i lekko wykrzywił jej rękę. Syknęła z bólu.
-Dlaczego mnie okłamujesz- w jej oczach pojawiły się łzy, chociaż za wszelką cenę starała się to ukryć.
-Nie okłamuję cię- zaprzeczył stanowczo i wypuścił jej dłoń z uścisku.
-A ja naprawdę myślałam, że się zmieniłeś. Ciągle gdzieś znikasz, rozmawiasz z kimś przez telefonu i dziwnie się zachowujesz. Milton ostrzegał mnie przed Tobą- zaczęła zbierać swoje ubrania z podłogi.
-Co ty robisz?- popatrzył na nią zdezorientowany, lecz nie uzyskał odpowiedzi.- Zostaw to- wyrwał z jej dłoni bluzę i rzucił ją z powrotem na podłogę.
-Nie rozkazuj mi- chciała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę.
-Nigdzie nie pójdziesz- przestraszyła się tonu jego głosu. -Siadaj- złapał ją za ramię i popchnął w stronę fotela. Skuliła się w nim i przymknęła lekko oczy, w tamtej chwili bała się go. -Chcesz prawdy?- patrzyła na niego przerażona.- Chcesz prawdy!?- wykrzyknął, gdy nie uzyskał odpowiedzi. Kim pokiwała twierdząco głową.-To całe uganianie się za tobą, to była zwykła ściema- drwiący uśmiech pojawił się na jego twarzy.- Co się tak patrzysz, naprawdę wierzyłaś w to co mówię?- Kim pragnęła jak najszybciej wyjść z jego domu i nie słuchać słów, które tak bardzo ją raniły. Siedziała jednak dalej jak sparaliżowana. -Twój brat będzie jechał jutro w konwoju, który przewozi pieniądze- jego słowa docierały do niej jakby z opóźnieniem, powoli wszystko zaczęło stawać się jasne.- Musisz dowiedzieć się jaką trasą będą jechali. -Jack nie czuł się dobrze z tym jak odnosił się do Kim, ale musiał tak zrobić, to było jedyne dobre wyjście z tej sytuacji.
-Ty, ty...- nie potrafiła znaleźć słów. Upokorzył ją i wykorzystał, wypominała sobie jak mogła być tak zaślepiona.- Nigdy ci nie pomogę, nigdy- odważnie patrzyła mu w oczy.
Jack podszedł do niej powoli i ręką objął jej szyje. Nie chciał zrobić jej krzywdy, to był po prostu jedyny sposób jaki znał by zmusić ludzi do czegoś.
-Pomożesz, nie chcesz chyba, żeby twojemu bratu stała się krzywda- patrzyła na niego z niedowierzaniem,  nie mogła uwierzyć, że byłby wstanie skrzywdzić ją, albo kogoś z jego rodziny. Przez te ostatnie dni była pewna, że poznała jego prawdziwą twarz, czyżby się myliła?
-Nie boję się ciebie- poczuła jak  wzmocnił uścisk na jej szyj.
-A powinnaś- przyciągnął ją do siebie, ich twarze dzieliły milimetry. –Zrobisz to co powiedziałem- widziała na jego twarzy, że wacha się. Po chwili poczuła jego usta na swoich. Chciał się wyrwać, ale trzymał ją mocno i łapczywie całował ją. W pewnym momencie jakby zdał sobie sprawę z tego co robi i odskoczył od niej jak oparzony. Wyszedł bez słowa z pokoju, widziała że był zdenerwowany.

Kim nie miała wyjścia, musiała zrobić to co jej kazał. Udało jej się ustalić jaką trasą będzie jechał konwój. Wymogła jednak na Jacku, by obiecał, że jej bratu nic się nie stanie. Chciała nawet iść do brata i o wszystkim mu powiedzieć, ale bała się. Dopiero teraz poznała prawdziwą twarz Lopeza i wiedziała, że jest nieobliczalny. W ten sposób chroniła brata, przynajmniej tak jej się wydawało.

Dopiero wieczorem poznała całą prawdę. Długo nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
 Jej brat wrócił przed północą, widziała na jego mundurze krew. Rozpłakała się i w duszy dziękowała Bogu, że nic mu się nie stało.
-Co się stało- podbiegła do niego i przytuliła go mocno.
-Napadli na nas- był zamyślony, ciągle analizował w głowie co się stało. – To nie miało być tak- złapał się za głowę, w jego głosie słychać było wściekłość.
-O co chodzi- nie miała pojęcia o czym on mówi.
-Kim- zdawało się jakby dopiero teraz zauważył jej obecność. –Musisz coś wiedzieć- nie przerywała mu, czuła, że ma coś ważnego do powiedzenia.- Jack, on…
-Jack- weszła mu w słowo.
-Tak, Jack. Wiem wszystko co cię z nim łączyło- spojrzała na niego zaskoczona.- To była część planu, wszystko musiało wyglądać wiarygodnie.
-Jaki plan, o czym tym mówisz?- podniosła głos, była zdenerwowana.
-Jack współpracował ze mną- gestem ręki pokazał jej by mu nie przerywała.- Miał upozorować napad na nas, byśmy mogli złapać Orczyka.
-On, ale przecież…
-Znam jego przeszłość- jakby czytał w jej myślach.- Sam przyszedł do mnie i to zaproponował. Mówił coś o ostatecznej zemście, przekonywał mnie, że on nie będzie już sprawiał problemów. Uwierzyłem mu, dobrze wiesz jak pragnąłem rozpracować te gangi. Miał zdobyć twoje zaufanie, gdyż wiedział, że to zainteresuje Orczyka. Wiem, że to było nie fair w stosunku do ciebie, ale gdyby coś ci groziło nigdy bym się na to nie zgodził.
-Nie wiem co powiedzieć- przymknęła na chwilę oczy, chciała zebrać myśli. –Jak mogłeś- uderzyła go pięścią w ramię, a w jej oczach pojawiły się łzy. –Jak mogliście- tym razem rozpłakała się całkowicie. Rob podszedł do niej i przytulił mocno do siebie.  -Czy on…- zawahała się- czy on żyje?
-Żyje, ale są inne ofiary.

Cmentarz dla wielu osób jest najstraszniejszym miejscem na ziemi, zwłaszcza gdy musimy pożegnać kogoś bliskiego. Mnóstwo zapłakanych ludzi, którzy nie mogą pogodzić się z losem, a jednak muszą pochować swoich bliskich.  Kim stała nieruchomo, po jej policzkach spływały łzy. Cała szkoła przybyła by pożegnać Milton, mimo, że większość z tych osób w przeszłości prześladowało go. Gdy jednak dowiedzieli się, że on również należał do paczki Lopeza i to on był Mózgiem, każdy chciał pojawić się na ceremonii.
Jack również tu był, na jego twarzy nie widać było żadnych emocji. Stał oparty o kule, od postrzału nogę nadal miał w gispsie. Wpatrywał się w trumnę, która była właśnie przysypywana ziemią, jego pięść mimowolnie zacisnęła się. Obwiniał się o jego śmierć, po części czuł się odpowiedzialny za każdego ze swojej paczki. Gdyby Milton został tam gdzie mu kazał, nic by się nie stało, on jednak nie posłuchał i kula z pistoletu Orczyka trafiła go.  Mimo, że siedzi on w więzieniu i dostał dożywocie za napad i zabójstwo nie czuł satysfakcji. Znów ktoś zginął przez niego.
Mama chłopaka płakała cały czas, dopiero teraz zdała sobie sprawę jak traktowała swojego syna, jak ciężko musiało mu być. Nie mogła wybaczyć sobie tego, że byłą tak okrutną matką, że nie zauważyła w co wpakował się jej syn. Czuła się winna. Mąż próbował ją pocieszać, chociaż sam ledwo się trzymał. On również obwiniał się, wiedział jak jego syn się czuje i nic z tym nie zrobił. Poza tym oddalił się od rodziny, gdy pojawiły się problemy.
Jerry stał w oddali, w jego głowie kłębiło się wiele myśli. Był świadomy, że to on mógł być na jego miejscu. Zdał sobie sprawę ile krzywd wyrządził i ile razy ryzykował własnym życiem. Dreszcze przebiegły po jego ciele, nie chciał być taki. Teraz dopiero rozumiał dlaczego Grace bała się go tak bardzo, nie dziwił jej się, że nie chce zadawać się z kimś takim jak on. W pewnej chwili poczuł przyjemne ciepło na swojej dłoni. Spojrzał w bok, nie spodziewał się jej tutaj. Czując jej bliskość poczuł się lepiej, to ona dawała mu powód do tego by się zmienić, by inaczej spojrzeć na swoje życie. Był wdzięczny, że tu była.
Julia nie przyszła na pogrzeb, to było dla niej zbyt wiele. Milton jako jedyny okazał jej wsparcie, polubiła go. Był inteligentny, uczył się dobrze, różnił się od innych. Jak bardzo jednak myliła się, powinnam domyślić się już po tym gdy znalazł te narkotyki. Mimo wszystko nie czuła jednak by była na niego zła lub by była nim rozczarowana. Nie poszła jednak na cmentarz, zbyt bardzo ją to bolało.

Wszystko zmieniło się od tego napadu. Nie było już gangu Lopeza, każdy z nich poszedł w swoją stronę. Jack z Jerrym zaczęli chodzić na lekcję, chcieli wreszcie ukończyć szkołę. Wyprosili nawet u ojca Kim by na ścianie zawisła tablica pamiątkowa ze zdjęciem Miltona. Obaj bardzo się zmienili.
Kim nie potrafiła jednak wybaczyć Jackowi tego wszystkiego co zrobił. Mimo, że czuła coś do niego nie potrafiła przełamać się. Codziennie mijali się na korytarzu, oboje spuszczając głowę i nie patrząc w swoją stronę. Jack pogodził się z tym, że ją stracił, chociaż zdawał sobie sprawę, że jego uczucie do niej prawdopodobnie nigdy nie wygaśnie, czuł również, że Kim sądzi tak samo. Niestety stało się zbyt wiele, by można było to naprawić.



Rozdział pisany "byle już skończyć". Nie pamiętałam już też zbyt bardzo wielu wątków, a nie miałam siły czytać opowiadania jeszcze raz, więc mogą pojawiać się błędy merytoryczne za co z góry przepraszam. Mogą również pojawiać się powtórzenia, błędy i nielogiczne zdania i znów przepraszam, ale nie mam siły tego poprawiać. Wiem, że nie takiego końca się spodziewaliście. Zawiodłam, ale po prostu zmusiłam się ostatkiem siły by skończyć jako tako to opowiadanie.  Dziękuje za wszystkie miłe komentarze, to dzięki Wam pisałam i czerpałam z tego przyjemność:)


wtorek, 25 grudnia 2012

Nowy blog=Nowe opowiadania

Założyłam nowego bloga, na którym będę pisać OKAZYJNIE jakieś takie dwu-trzy częściowe opowiadania, które wpadną mi do głowy. Na początek tematyka wigilijna :)
LINK :)
PS Nowy rozdział tutaj postaram się dać pod koniec tygodnia :)

czwartek, 13 grudnia 2012

To nie rozdział

Przepraszam z góry wszystkich, którzy weszli z nadzieją, że dodaję nowy rozdział (dam prawdopodobnie w niedzielę), ale muszę napisać Wam o tym filmie.
Ósmoklasiści nie płaczą- holenderska produkcja opowiadająca o dziewczynie, Akkie która kocha football, jednak pewnego dnia dowiaduję się, że ma białaczkę. Walka z chorobą, pierwsza miłość, a także przyjaźń to główne wątki tego filmu. Główna para bohaterów świetnie dopasowana (Hanna Obbeek i Nils Verkooijen), młodzi aktorzy genialnie oddali emocje i uczucia jakie buzowały w ich postaciach.
Płakałam praktycznie przez cały seans, ale gwarantuję Wam, że ten film jest tego warty! Świetny, świetny i jeszcze raz świetny! Daje dużo do myślenia i pozwala inaczej spojrzeć na własne problemy. POLECAM!!!
A tutaj klika slajdów z filmu
Na filmweb znajdziecie w komentarzach większy opis! Jeśli go obejrzycie/obejrzałyście piszcie w komentarzach co myślicie o tym! LINK

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział XIV



Jerry po tym jak odprowadził Grace do domu jeszcze przez długi czas spacerował po uliczkach, w głowie ciągle analizując to co się dziś stało.
-Myślę, że to nie jest dobry pomysł- twarz chłopaka posmutniałą momentalnie, wpatrywał się w nią bezmyślnie, nie wiedząc co powiedzieć. –Jerry- pochyliła się w jego stronę i chwyciła jego dłoń- nawet jeśli żywię do ciebie jakieś uczucia- zaczerwieniła się lekko mówiąc te słowa- nie zmienia to faktu, że nie mogę być z kimś takim jak ty.
-Z kimś takim jak ja?- powtórzył po niej, nie wiedząc co ma na myśli.
-Dobrze wiem czym zajmujesz się po szkole- rozszerzył oczy ze zdziwienia- może nie dokładnie, ale wiem, że nie popieram tego- puściła jego dłoń i popatrzyła mu prosto w oczy.
-Grace ja się mogę zmienić, naprawdę- w jego oczach wyczytała, że mówi szczerze, jednak nadal nie mogła w to uwierzyć.
-Zmienić tylko dlatego, bo cię o to proszę?
-Tttak- zawahał się, jednak nadal pozostawał przy swoim.- Wspominałem już ci, że jeszcze jednak akcja i będę wolnym człowiekiem- przypomniał jej.
-Nawet jeśli, ja tak nie mogę, nie mogę zmuszać cię do czegoś- pokręciła przecząco głową.
-Do niczego mnie nie zmuszasz, jestem dorosłym człowiekiem i sam podejmuję decyzję- Grace zamilkła na moment.
-Muszę to przemyśleć- pokiwał głową ze zrozumieniem, nie miał zamiaru wywierać na niej presji by udzieliła mu odpowiedzi od razu.-Powinnam się już zbierać, lekcję zaraz się kończą.
-Odprowadzę cię- zaoferował od razu. Wyszli z klubu w ciszy, oboje pogrążeni w swoich rozmyślaniach.
Tak strasznie chciał wiedzieć co ona myśli, w tamtej chwili marzył by móc potrafić czytać w jej myślach. To czekanie, dobijało go. Nie mógł skupić się na niczym innym, ciągle zastanawiał się, jaką decyzję podjęła Grace. Nigdy jeszcze nie zależało mu tak na jakiejś dziewczynie, nie chciał jej stracić, chociaż tak naprawdę nigdy jej nie miał.

Jackowi udało się namówić Kim, by została u niego na noc.  Dziewczyna dzwoniąc do domu, miała już gotową wymówkę, mianowicie chciała udawać, że będzie nocować u koleżanki. Wiedziała, że matka nie będzie jej zbytnio wypytywać, zadowoli ją sam fakt, że córka znalazła jakąś przyjaciółkę w tym mieście. Zdziwiła się, gdy odebrał jej brat, o tej porze zawsze był w pracy. Oczywiście od razu zorientował się, że kłamię, co ją jednak zdziwiło, obiecał, że nie wsypie jej przed rodzicami, a nawet będzie ją krył. Trochę ją to zdziwiło, zwłaszcza, że brat, jako policjant często bywał nadopiekuńczy. Postanowiła jednak nie zajmować sobie tym zbytnio głowy i cieszyć się z zaistniałej sytuacji.
Leżeli wtuleni w siebie. On obejmował ją opiekuńczo ramieniem i przytulał mocno do siebie, jakby bał się, że zaraz ktoś mu ją zabierze. Ona leżała na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w rytm bicia jego serca i uśmiechając się przy tym. Było jej tak dobrze, pragnęła by ta chwila trwała wiecznie.
-Wiesz, tak sobie myślę-zaczęła palcem kreślić kółka na jego umięśnionym brzuchu, co powodowało, że po jego ciele rozchodziło się przyjemne ciepło- co by było gdybym nigdy się tu nie przeprowadziła, gdybym nigdy cię nie poznała- zadrżała lekko na samą taką myśl. Jack przejechał ręką po jej nagim ramieniu, nic jednak nie odpowiedział. Podniosła lekko głowę, tak by mogła spojrzeć mu prosto w twarz.- Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie- zaczerwieniła się po tym wyznaniu i powróciła do swojej poprzedniej pozycji, on nadal milczał.- Głupia jestem, co? Znamy się tydzień, a ja składam ci deklarację, jakbyśmy mieli być ze sobą już na zawszę- wtuliła głowę w jego klatkę, karcąc się duchu za tę chwilę szczerości. Była pewna, że w ten sposób go wystraszyła, zamilkł, gdyż nie wiedział co ma jej odpowiedzieć, a przecież ona nie oczekiwała od niego żadnych deklaracji, chciała tylko by był przy niej. To mu to powiedz, debilko, pomyślała.
-Kim- zaśmiał się cicho, co wybiło ją lekko z tropu, nie takiej reakcji się spodziewała. Wyswobodził się z jej uścisku, podniósł do pozycji siedzącej, opierając się o oparcie od łóżka. Rozłożył ręce, czekając aż znów Kim znajdzie się w jego ramionach. –Po pierwsze nie musisz się wstydzić swoich uczuć przede mną, zwłaszcza jeśli dotyczą mnie- kontynuował, gdy znów przytuliła się do niego.- Po drugie nawet nie chcę myśleć co by było, gdybym nigdy cię nie poznał- był szczery, słowa płynęły prosto z jego serca. Nie potrafił już dłużej ukrywać tego przed sobą, zależało mu na tej, kruchej, delikatnej, a zarazem odważnej i dzielnej blondynce. –Nie spodziewałem się, że los może zesłać mi, po tym wszystkim co zrobiłem, kogoś takiego jak ty- chwycił ją za podbródek, zbliżył jej twarz do swojej i pocałował delikatnie. W tym pocałunku wyraził wszystkie swoje uczucia, które nie potrafił przekazać jej w słowach.

Nie mógł zasnąć, ciągle myślał o Kim i tym co ma zrobić za kilkanaście godzin. Wiedział, że po tym wszystkim, jeśli akcja potoczy się zgodnie z planem, Kim nigdy mu tego nie wybaczy. Ciągle bił się z myślami, nie wiedział co ma robić.
Ostrożnie wyswobodził się z uścisku Kim, która spała jak aniołek. Znalazł na podłodze swoje spodnie, z których wyciągnął telefon.  Po kilku sygnałach, Chudy wreszcie odebrał i odezwał się zaspanym głosem.
-Oby to było coś ważnego- warknął do słuchawki.
-Nie mogę, nie możemy jej tego zrobić. Jeśli ona dowie się wszystkiego, nie zapomni nam tego do końca życia- mówił jednym tchem, jak najszybciej chciał z kimś porozmawiać o swoich wątpliwościach.
-Uspokój się- skarcił go.- Tyle dni przygotowań, nie możemy tego spieprzyć, tylko dlatego, że ty masz wątpliwości.
-Dlaczego więc, nie możemy jej wtajemniczyć?- wreszcie zadał to pytanie, które chodziło mu po głowie od kilku dni.
-Zwariowałeś? Wszystko musi wyglądać autentycznie, im mniej osób wie tym lepiej.
-Może i masz rację- po dłuższej chwili ciszy przyznał mu rację.
-A teraz idź spać, musisz być wypoczęty na jutro- nic już nie odpowiedział gdyż Chudy szybko odłożył słuchawkę. Schował telefon do kieszeni, klnąc pod nosem.
-O czym mam się nie dowiedzieć?-  Zamarł w bezruchu na moment, by po chwili powoli odwrócić się w stronę dziewczyny
-Kim- mimo, że już po głosie mógł ją rozpoznać, miał nadzieję, liczył, że to nie ona stoi za nim i to nie ona prawdopodobnie słyszała jego rozmowę z Chudym. Jak bardzo się łudził…


 Sorki, że dopiero dzisiaj, ale oczywiście Monika zapomniała wziąć ze sobą laptopa z mieszkania do domu, na którym napisane było już ponad pół rozdziału...

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział XIII



Milton był zachwycony swoją nową koleżanką. Inteligentna, ładna i do tego świetnie się dogadywali. Podczas lekcji chemii ani razu nie pomyślał o Kim, co nie zdarzyło się już długi czas. Julia chodziła kiedyś do szkoły w innym mieście, codziennie musiała dojeżdżać ponad 50 km. W tym roku jej mama straciła pracę, nie mieli już tyle pieniędzy, więc dziewczyna musiała zrezygnować z drogich dojazdów. Miltonowi wyrwało się, że nawet cieszy się ze straty pracy jej mamy. Od razu klepnął się ręką w czoło i zaczerwienił lekko, zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało, a on chciał tylko powiedzieć, że jest szczęśliwy, że ją spotkał. Dziewczyna nie wydawała się jednak urażona tym, uśmiechnęła się tylko do niego i wróciła do robienia zadań.
Podczas przerwy widział jak wiele razy ktoś ją zaczepia, lub śmieje się z niej. Chciał podejść, powiedzieć coś, ale zabrakło mu odwagi. Sam przez to przechodził na początku, tylko, że jemu ktoś pomógł, a jak na razie jedyną osobą jaką Julia zna w tej szkole jest on. Mógłby poprosić swojego wybawcę by zostawili dziewczynę w spokoju, ale nie chciał nikomu pokazać, że mu na niej zależy. Tak, zależy mu. Julia siedziała mu w głowie cały dzień, obraz Kim powoli znikał i zastępował go widok uśmiechniętej brunetki.
-Julie!- Chłopak zauważył ją jak wychodziła ze szkoły. Dziewczyna przystanęła i obróciła się w jego stronę.- Pomyślałem, że może mógłbym odprowadzić cię do domu?- Spojrzał na nią wyczekująco, chwila podczas której czekała na jej odpowiedź wydawała mu się wiecznością.
-Jasne- uśmiechnęła się do niego i nerwowo poprawiła okulary.
-I jak podoba ci się w naszym liceum?- Po dłuższej chwili ciszy, Milton odezwał się.
-Jest…- zamyśliła się przez moment- inaczej.- Chłopak popatrzyła na nią uważnie.- Nie myślałam, że uczniowie mogą być tacy…
-leniwi, agresywni i niebezpieczni- dokończył za nią.
-Chciałam powiedzieć tacy beztroscy i niczym się nie przejmujący, ale ty to lepiej ująłeś- zaśmiała się cicho. Był to jednak śmiech przez łzy, Julie nie czuła się w tej szkole dobrze, cieszyła się jednak, że ma chociaż Miltona.
-Początki są zawsze trudne, a do tego jesteś nowa, świeże mięso.- Chłopak jakby czytał w jej myślach.
-Nie rozumiem.
-Nowy jest zawsze słabszy, nie zna nikogo i łatwiej jest go prześladować- Julia pokiwała ze zrozumieniem głową.
Ich rozmowę przerwał dźwięk komórki chłopaka. Gdy wyjmował telefon z kieszeni, coś z niej wypadło. Miltona wpatrzony w ekran komórki nie zauważył tego, dziewczyna schyliła się by to podnieść.
-Przepraszam cię, to moja matka- chłopak odrzucił połączenie, schował telefon z powrotem do kieszenie i spojrzał na Julię. Patrzyła na niego przerażonym wzrokiem, w ręku trzymała małą torebeczkę i z białym proszkiem w środku.- To nie tak jak myślisz- zaczął się tłumaczyć, ale przerwała mu.
-Ćpasz? Pomyliłam się co do ciebie.- Podała mu jego własność.
-Julio, to naprawdę nie jest tak jak myślisz…
-Nie musisz się przede mną tłumaczyć, możesz robić co chcesz- chłopak widział, że jest rozczarowana, rozczarowana nim, chciał jej to wszystko wytłumaczyć, ale za każdym razem mu przerywała.- Nie odprowadzaj mnie dalej, dojdę sama.- Już nie czekała na jego odpowiedź, szybko odwróciła się i prawie biegnąć oddaliła się od załamanego chłopaka.

Grace pierwszy raz w życiu urwała się z zajęć. Nie czułą się z tym dobrze, cały czas myślała o tym, co by jej rodzice na to powiedzieli, chociaż z drugiej strony byli do tego przyzwyczajeni. Starsza siostra dziewczyny ciągle wagarowała i pakowała się w różne kłopoty. Po tej całej sytuacji w schowku na szczotki Grace zauważyła, że Czarnemu jednak trochę na niej zależy, dlatego zgodziła się urwać z ostatniej lekcji, by mogli spokojnie porozmawiać.
Szli ramię w ramię, w ciszy, nie wiedzieli jak mają rozpocząć rozmowę. Jerry co chwilę zerkał na Grace, była pochłonięta własnymi myślami. Wyglądała dzisiaj pięknie, codziennie wygląda pięknie, ale gdy tak stoi blisko niej jeszcze bardziej zachwyca się jej urodą. Zauważył, że gdy myśli nad czymś intensywnie przymruża oczy i marszczy nos, a gdy denerwuje się odgarnia włosy za ucho. Nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na takie szczegóły u dziewczyn, zwykle spędzał z jakąś noc nie znając nawet jej imienia.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz- dopiero teraz zorientował się, że patrzył na nią już dłuższą chwilę.
-Jesteś piękna- Grace odwróciła głowę i spuściła wzrok, odgarniając nerwowo włosy za ucho. Czarny zaśmiał się cicho.
-Co cię tak śmieszy?- W jej głosie słychać było lekką złość, denerwowało ją to, że śmieje się z niej.
-Po prostu cieszę się, że mi wybaczyłaś- skręcili w jakąś ciasną alejkę. Dziewczyna nigdy tu nie była, to nic dziwnego, gdyż wokół pełno było podejrzanych ludzi, a na chodniku leżeli upici do nieprzytomności bezdomni.
-Gdzie my idziemy?- Jej głos lekko drżał, nie potrafiła ukryć tego, że się boi. Jerry złapał ją za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Grace ścisnęła mocno dłoń chłopaka i przylgnęła do jego ciała.
-Znam pewne miejsce gdzie nikt nas nie znajdzie i nie będzie nam przeszkadzał- zadrżała lekko, Jerry poczuł to.- Nie bój się, przecież wiesz, że nie potrafiłbym cię skrzywdzić- uspokoiła się trochę, nadal jednak czuła pewne obawy.

Chłopak zaprowadził ją do jakiegoś klubu nocnego. Zdziwiła się, że zostali do niego wpuszczeni z racji na porę dnia, ale Jerry wytłumaczył jej, że właścicielem lokalu jest jego wujek. Usiedli w rogu, na samym końcu sali.
-Napijesz się czegoś?- Pokiwała przecząco głową, chłopak skinął jednak na kelnera.- Piwo i sok poproszę.- Grace spojrzała na niego dziwnie.- To tylko jedno piwo- wywróciła oczami, ale nic się nie odezwała.
-Po co właściwie tu przyszliśmy?- Zaczęła bawić się słomką, zanurzoną w szklance soku, którą chwilę wcześniej przyniósł kelner.
-Porozmawiać- Jerry wziął łyk piwa i kontynuował dalej. –Postawmy sprawę jasno, wiem, że coś do mnie czujesz- chciała zaprzeczyć, ale gestem ręki uciszył ją- nie zaprzeczaj, wiem swoje- mrugnął do niej okiem.- Ty też nie jesteś mi obojętna- jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, patrzyła na niego z niedowierzaniem. –Co się tak dziwisz, myślałem, że już dawno się zorientowałaś.
-Niby jak miałam się zorientować?
-Pomogłem ci, przenocowałem cię, miałem cię na wyciągnięcie ręki, a nic nie zrobiłem, mało?- Powiedział to głosem, jakby to było coś oczywistego, dziewczyna w duchu przyznała mu rację. –Jutro mam ważną akcję- spoważniał, gdy zaczął ten temat- po niej będę wolnym człowiekiem.
-Co to znaczy, że będziesz wolnym człowiekiem?- Przerwała mu.
-Nie mogę na razie o tym mówić, ale obiecuję, że jak będę mógł o wszystkim ci powiem.- Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, Grace byłą pewna, że mówi prawdę. –wracając do tematu, chciałbym, no wiesz żebyś była moją dziewczyną.- Pogłaskał się nerwowo po szyi, z przerażeniem oczekując odpowiedzi.
-Nie jesteś zbyt romantyczny- Jerry spojrzał na nią zszokowany. On, cały zdenerwowany wyczekiwał najważniejszej dla niego odpowiedzi, a ona mówi mu, że nie jest romantyczny.
-Wiesz nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, a raczej zerowe- uśmiechnął się lekko.- Pierwszy raz mi się zdarza coś takiego i wiesz, jeśli zaraz mi nie powiesz czy się zgadzasz to cholery dostanę!- Grace uśmiechnęła się lekko. Jerry wyglądał słodko, gdy się denerwował.
-Myślę, że…

Kim, była zła, nie ona była wściekła. Jack zniknął gdzieś w środku dnia, nic jej nie mówiąc. Po tym, gdy pocałował ją przy wszystkich miała nadzieję, że chłopak otworzy się przed nią, on nadal jednak ukrywał coś i nie mówił jej wszystkiego. Denerwowało ją to i to strasznie, w tamtej chwili była pewna, że gdyby Jack stanął przed nią, sprawiłaby, że już nigdy nie mógłby mieć dzieci
Wychodząc ze szkoły, uspokoiła się już trochę, nadal jednak była obrażona na chłopaka. Zdziwiła się gdy zobaczyła go przed szkołą, stał oparty o jakieś sportowe i na pewno bajecznie drogie auto. Odwróciła wzrok w drugą stronę, udając, że go nie zauważa chciała minąć go bez słowa. Złapał ją jednak za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, tak, że całym ciężarem wylądowała na nim. Pochylił się nad nią, chcąc ją pocałować, ale odwróciła głowę, tak, że zamiast na usta, natrafił na jej policzek.
-Wiem, wiem, wiem- westchnął głośno- zniknąłem na pół dnia nic ci o tym nie mówiąc. Winny- zaśmiał się cicho. Kim chciała oddalić się od niego, znów była wściekła. Zdenerwowało ją to, że chłopak nie traktuje tego poważnie i ciągle żartuję, a ona naprawdę była na niego obrażona. Lopez jednak objął ją mocno w tali i nie miał zamiaru jej puszczać. –Kimmy- jej twarz nadal nie wyrażała emocji, chociaż gdy usłyszała jak pieszczotliwie ją nazywa poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Poczuła jego usta na swojej szyi, chciała się odsunąć, ale trzymał ją mocno.- Nawet jeśli nie chcesz mnie widzieć na oczy, powinnaś wsiąść ze mną do auta, bo twój tatuś właśnie wychodzi ze szkoły- wyszeptał jej do ucha.
Podziałało, Kim jak oparzona odskoczyła od chłopaka i wsiadła do auta, nie czekając nawet jak otworzy jej drzwi. Jack zaśmiał się pod nosem.

-Gdzie jedziemy?- Nawet na niego nie spojrzała, a w jej głosie można było usłyszeć, że jeszcze jej nie przeszło.
-To jednak odzywasz się do mnie?- Posłała mu jedno ze swoich najgorszych spojrzeń, Jack już wiedział, że nie powinien tego mówić. – Jedziemy do mnie.
-Nie chce, zawieź mnie do domu.
-Kim- westchnął i spojrzał na nią.
-Patrz na drogę, chcesz nas zabić!?- Wydarła się na niego.
-Nie przesadzasz? –Zdenerwował się, miał dość ciągłego przepraszania jej.- To, że jesteśmy razem oznacza, że mam ci się spowiadać ze wszystkiego- mocniej nacisnął na gaz, jechali coraz szybciej. –Kolejny raz zachowujesz się jak dziecko, czy ja wypominam ci, że np. twoi rodzice nie mają pojęcia o tym, że jesteśmy razem, a ty wstydzisz się mnie?- Chciała mu przerwać, ale nie pozwolił jej.- Nie mam o to pretensji, rozumiem cię, a wiesz dlaczego, bo ja zachowuję się jak dorosły.
Kim nic się nie odzywała, z jednej strony słowa Jacka ją zabolały, z drugiej jednak czuła, że ma trochę racji.

Siedzieli już dłuższą chwilę w pokoju Jacka, wpatrując się w siebie bez słowa. Lopez czuł, że musi coś zrobić, już jutro jest akcja, nie może wszystkiego spieprzyć przez jedną głupią kłótnię.
-Przepraszam- podszedł do krzesła na którym siedziała,  ukucnął przed nią, złapał jej dłonie i przysunął do swoich ust.
-To ja przepraszam, masz rację zaachowywałam się jak dziecko- wplotła swoją dłoń w jego włosy. – Po prostu czasami mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
-Hej, ufasz mi?- Pokiwała twierdząco głową.- Nic nie ukrywam- kłamstwo przyszło mu z łatwością.- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, wiesz?
-Ja dla ciebie też- Lopez uśmiechnął się szeroko, o to mu chodziło. Teraz wiedział, że Kim pomoże mu, była szczera mówiąc to.
-Pocałuj mnie- wyszeptał. Dziewczyna pochyliła się jeszcze bardziej, gdy ich nosy stykały się, zatrzymała się na moment. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko.
-Kocham cię- poczuła wielką ulgę, gdy wreszcie mu to powiedziała, Jack natomiast nie wiedział co ma zrobić. Poczuł dziwne ukłucie w żołądku, Kim naprawdę zakochała się w nim. Chcąc odwlec moment jego odpowiedzi pocałował ją z początku delikatnie, później coraz bardziej namiętnie i łapczywie. Kim zatraciła się w tym pocałunku, dla niej był on jednoznaczną odpowiedzią, on też ją kocha.


Przepraszam, że tak długo nie było, ale nie miałam kompletnie weny. Przeczytałam jednak Wasze cudowne komentarze i jakoś się zmobilizowałam:) Mam kilka pomysłów na to opowiadanie, zobaczymy ile jeszcze rozdziałów wyjdzie :) Nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu, środę albo piątek...