poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział XIII



Milton był zachwycony swoją nową koleżanką. Inteligentna, ładna i do tego świetnie się dogadywali. Podczas lekcji chemii ani razu nie pomyślał o Kim, co nie zdarzyło się już długi czas. Julia chodziła kiedyś do szkoły w innym mieście, codziennie musiała dojeżdżać ponad 50 km. W tym roku jej mama straciła pracę, nie mieli już tyle pieniędzy, więc dziewczyna musiała zrezygnować z drogich dojazdów. Miltonowi wyrwało się, że nawet cieszy się ze straty pracy jej mamy. Od razu klepnął się ręką w czoło i zaczerwienił lekko, zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało, a on chciał tylko powiedzieć, że jest szczęśliwy, że ją spotkał. Dziewczyna nie wydawała się jednak urażona tym, uśmiechnęła się tylko do niego i wróciła do robienia zadań.
Podczas przerwy widział jak wiele razy ktoś ją zaczepia, lub śmieje się z niej. Chciał podejść, powiedzieć coś, ale zabrakło mu odwagi. Sam przez to przechodził na początku, tylko, że jemu ktoś pomógł, a jak na razie jedyną osobą jaką Julia zna w tej szkole jest on. Mógłby poprosić swojego wybawcę by zostawili dziewczynę w spokoju, ale nie chciał nikomu pokazać, że mu na niej zależy. Tak, zależy mu. Julia siedziała mu w głowie cały dzień, obraz Kim powoli znikał i zastępował go widok uśmiechniętej brunetki.
-Julie!- Chłopak zauważył ją jak wychodziła ze szkoły. Dziewczyna przystanęła i obróciła się w jego stronę.- Pomyślałem, że może mógłbym odprowadzić cię do domu?- Spojrzał na nią wyczekująco, chwila podczas której czekała na jej odpowiedź wydawała mu się wiecznością.
-Jasne- uśmiechnęła się do niego i nerwowo poprawiła okulary.
-I jak podoba ci się w naszym liceum?- Po dłuższej chwili ciszy, Milton odezwał się.
-Jest…- zamyśliła się przez moment- inaczej.- Chłopak popatrzyła na nią uważnie.- Nie myślałam, że uczniowie mogą być tacy…
-leniwi, agresywni i niebezpieczni- dokończył za nią.
-Chciałam powiedzieć tacy beztroscy i niczym się nie przejmujący, ale ty to lepiej ująłeś- zaśmiała się cicho. Był to jednak śmiech przez łzy, Julie nie czuła się w tej szkole dobrze, cieszyła się jednak, że ma chociaż Miltona.
-Początki są zawsze trudne, a do tego jesteś nowa, świeże mięso.- Chłopak jakby czytał w jej myślach.
-Nie rozumiem.
-Nowy jest zawsze słabszy, nie zna nikogo i łatwiej jest go prześladować- Julia pokiwała ze zrozumieniem głową.
Ich rozmowę przerwał dźwięk komórki chłopaka. Gdy wyjmował telefon z kieszeni, coś z niej wypadło. Miltona wpatrzony w ekran komórki nie zauważył tego, dziewczyna schyliła się by to podnieść.
-Przepraszam cię, to moja matka- chłopak odrzucił połączenie, schował telefon z powrotem do kieszenie i spojrzał na Julię. Patrzyła na niego przerażonym wzrokiem, w ręku trzymała małą torebeczkę i z białym proszkiem w środku.- To nie tak jak myślisz- zaczął się tłumaczyć, ale przerwała mu.
-Ćpasz? Pomyliłam się co do ciebie.- Podała mu jego własność.
-Julio, to naprawdę nie jest tak jak myślisz…
-Nie musisz się przede mną tłumaczyć, możesz robić co chcesz- chłopak widział, że jest rozczarowana, rozczarowana nim, chciał jej to wszystko wytłumaczyć, ale za każdym razem mu przerywała.- Nie odprowadzaj mnie dalej, dojdę sama.- Już nie czekała na jego odpowiedź, szybko odwróciła się i prawie biegnąć oddaliła się od załamanego chłopaka.

Grace pierwszy raz w życiu urwała się z zajęć. Nie czułą się z tym dobrze, cały czas myślała o tym, co by jej rodzice na to powiedzieli, chociaż z drugiej strony byli do tego przyzwyczajeni. Starsza siostra dziewczyny ciągle wagarowała i pakowała się w różne kłopoty. Po tej całej sytuacji w schowku na szczotki Grace zauważyła, że Czarnemu jednak trochę na niej zależy, dlatego zgodziła się urwać z ostatniej lekcji, by mogli spokojnie porozmawiać.
Szli ramię w ramię, w ciszy, nie wiedzieli jak mają rozpocząć rozmowę. Jerry co chwilę zerkał na Grace, była pochłonięta własnymi myślami. Wyglądała dzisiaj pięknie, codziennie wygląda pięknie, ale gdy tak stoi blisko niej jeszcze bardziej zachwyca się jej urodą. Zauważył, że gdy myśli nad czymś intensywnie przymruża oczy i marszczy nos, a gdy denerwuje się odgarnia włosy za ucho. Nigdy wcześniej nie zwracał uwagi na takie szczegóły u dziewczyn, zwykle spędzał z jakąś noc nie znając nawet jej imienia.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz- dopiero teraz zorientował się, że patrzył na nią już dłuższą chwilę.
-Jesteś piękna- Grace odwróciła głowę i spuściła wzrok, odgarniając nerwowo włosy za ucho. Czarny zaśmiał się cicho.
-Co cię tak śmieszy?- W jej głosie słychać było lekką złość, denerwowało ją to, że śmieje się z niej.
-Po prostu cieszę się, że mi wybaczyłaś- skręcili w jakąś ciasną alejkę. Dziewczyna nigdy tu nie była, to nic dziwnego, gdyż wokół pełno było podejrzanych ludzi, a na chodniku leżeli upici do nieprzytomności bezdomni.
-Gdzie my idziemy?- Jej głos lekko drżał, nie potrafiła ukryć tego, że się boi. Jerry złapał ją za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Grace ścisnęła mocno dłoń chłopaka i przylgnęła do jego ciała.
-Znam pewne miejsce gdzie nikt nas nie znajdzie i nie będzie nam przeszkadzał- zadrżała lekko, Jerry poczuł to.- Nie bój się, przecież wiesz, że nie potrafiłbym cię skrzywdzić- uspokoiła się trochę, nadal jednak czuła pewne obawy.

Chłopak zaprowadził ją do jakiegoś klubu nocnego. Zdziwiła się, że zostali do niego wpuszczeni z racji na porę dnia, ale Jerry wytłumaczył jej, że właścicielem lokalu jest jego wujek. Usiedli w rogu, na samym końcu sali.
-Napijesz się czegoś?- Pokiwała przecząco głową, chłopak skinął jednak na kelnera.- Piwo i sok poproszę.- Grace spojrzała na niego dziwnie.- To tylko jedno piwo- wywróciła oczami, ale nic się nie odezwała.
-Po co właściwie tu przyszliśmy?- Zaczęła bawić się słomką, zanurzoną w szklance soku, którą chwilę wcześniej przyniósł kelner.
-Porozmawiać- Jerry wziął łyk piwa i kontynuował dalej. –Postawmy sprawę jasno, wiem, że coś do mnie czujesz- chciała zaprzeczyć, ale gestem ręki uciszył ją- nie zaprzeczaj, wiem swoje- mrugnął do niej okiem.- Ty też nie jesteś mi obojętna- jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, patrzyła na niego z niedowierzaniem. –Co się tak dziwisz, myślałem, że już dawno się zorientowałaś.
-Niby jak miałam się zorientować?
-Pomogłem ci, przenocowałem cię, miałem cię na wyciągnięcie ręki, a nic nie zrobiłem, mało?- Powiedział to głosem, jakby to było coś oczywistego, dziewczyna w duchu przyznała mu rację. –Jutro mam ważną akcję- spoważniał, gdy zaczął ten temat- po niej będę wolnym człowiekiem.
-Co to znaczy, że będziesz wolnym człowiekiem?- Przerwała mu.
-Nie mogę na razie o tym mówić, ale obiecuję, że jak będę mógł o wszystkim ci powiem.- Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, Grace byłą pewna, że mówi prawdę. –wracając do tematu, chciałbym, no wiesz żebyś była moją dziewczyną.- Pogłaskał się nerwowo po szyi, z przerażeniem oczekując odpowiedzi.
-Nie jesteś zbyt romantyczny- Jerry spojrzał na nią zszokowany. On, cały zdenerwowany wyczekiwał najważniejszej dla niego odpowiedzi, a ona mówi mu, że nie jest romantyczny.
-Wiesz nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, a raczej zerowe- uśmiechnął się lekko.- Pierwszy raz mi się zdarza coś takiego i wiesz, jeśli zaraz mi nie powiesz czy się zgadzasz to cholery dostanę!- Grace uśmiechnęła się lekko. Jerry wyglądał słodko, gdy się denerwował.
-Myślę, że…

Kim, była zła, nie ona była wściekła. Jack zniknął gdzieś w środku dnia, nic jej nie mówiąc. Po tym, gdy pocałował ją przy wszystkich miała nadzieję, że chłopak otworzy się przed nią, on nadal jednak ukrywał coś i nie mówił jej wszystkiego. Denerwowało ją to i to strasznie, w tamtej chwili była pewna, że gdyby Jack stanął przed nią, sprawiłaby, że już nigdy nie mógłby mieć dzieci
Wychodząc ze szkoły, uspokoiła się już trochę, nadal jednak była obrażona na chłopaka. Zdziwiła się gdy zobaczyła go przed szkołą, stał oparty o jakieś sportowe i na pewno bajecznie drogie auto. Odwróciła wzrok w drugą stronę, udając, że go nie zauważa chciała minąć go bez słowa. Złapał ją jednak za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę, tak, że całym ciężarem wylądowała na nim. Pochylił się nad nią, chcąc ją pocałować, ale odwróciła głowę, tak, że zamiast na usta, natrafił na jej policzek.
-Wiem, wiem, wiem- westchnął głośno- zniknąłem na pół dnia nic ci o tym nie mówiąc. Winny- zaśmiał się cicho. Kim chciała oddalić się od niego, znów była wściekła. Zdenerwowało ją to, że chłopak nie traktuje tego poważnie i ciągle żartuję, a ona naprawdę była na niego obrażona. Lopez jednak objął ją mocno w tali i nie miał zamiaru jej puszczać. –Kimmy- jej twarz nadal nie wyrażała emocji, chociaż gdy usłyszała jak pieszczotliwie ją nazywa poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Poczuła jego usta na swojej szyi, chciała się odsunąć, ale trzymał ją mocno.- Nawet jeśli nie chcesz mnie widzieć na oczy, powinnaś wsiąść ze mną do auta, bo twój tatuś właśnie wychodzi ze szkoły- wyszeptał jej do ucha.
Podziałało, Kim jak oparzona odskoczyła od chłopaka i wsiadła do auta, nie czekając nawet jak otworzy jej drzwi. Jack zaśmiał się pod nosem.

-Gdzie jedziemy?- Nawet na niego nie spojrzała, a w jej głosie można było usłyszeć, że jeszcze jej nie przeszło.
-To jednak odzywasz się do mnie?- Posłała mu jedno ze swoich najgorszych spojrzeń, Jack już wiedział, że nie powinien tego mówić. – Jedziemy do mnie.
-Nie chce, zawieź mnie do domu.
-Kim- westchnął i spojrzał na nią.
-Patrz na drogę, chcesz nas zabić!?- Wydarła się na niego.
-Nie przesadzasz? –Zdenerwował się, miał dość ciągłego przepraszania jej.- To, że jesteśmy razem oznacza, że mam ci się spowiadać ze wszystkiego- mocniej nacisnął na gaz, jechali coraz szybciej. –Kolejny raz zachowujesz się jak dziecko, czy ja wypominam ci, że np. twoi rodzice nie mają pojęcia o tym, że jesteśmy razem, a ty wstydzisz się mnie?- Chciała mu przerwać, ale nie pozwolił jej.- Nie mam o to pretensji, rozumiem cię, a wiesz dlaczego, bo ja zachowuję się jak dorosły.
Kim nic się nie odzywała, z jednej strony słowa Jacka ją zabolały, z drugiej jednak czuła, że ma trochę racji.

Siedzieli już dłuższą chwilę w pokoju Jacka, wpatrując się w siebie bez słowa. Lopez czuł, że musi coś zrobić, już jutro jest akcja, nie może wszystkiego spieprzyć przez jedną głupią kłótnię.
-Przepraszam- podszedł do krzesła na którym siedziała,  ukucnął przed nią, złapał jej dłonie i przysunął do swoich ust.
-To ja przepraszam, masz rację zaachowywałam się jak dziecko- wplotła swoją dłoń w jego włosy. – Po prostu czasami mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
-Hej, ufasz mi?- Pokiwała twierdząco głową.- Nic nie ukrywam- kłamstwo przyszło mu z łatwością.- Zrobiłbym dla ciebie wszystko, wiesz?
-Ja dla ciebie też- Lopez uśmiechnął się szeroko, o to mu chodziło. Teraz wiedział, że Kim pomoże mu, była szczera mówiąc to.
-Pocałuj mnie- wyszeptał. Dziewczyna pochyliła się jeszcze bardziej, gdy ich nosy stykały się, zatrzymała się na moment. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się szeroko.
-Kocham cię- poczuła wielką ulgę, gdy wreszcie mu to powiedziała, Jack natomiast nie wiedział co ma zrobić. Poczuł dziwne ukłucie w żołądku, Kim naprawdę zakochała się w nim. Chcąc odwlec moment jego odpowiedzi pocałował ją z początku delikatnie, później coraz bardziej namiętnie i łapczywie. Kim zatraciła się w tym pocałunku, dla niej był on jednoznaczną odpowiedzią, on też ją kocha.


Przepraszam, że tak długo nie było, ale nie miałam kompletnie weny. Przeczytałam jednak Wasze cudowne komentarze i jakoś się zmobilizowałam:) Mam kilka pomysłów na to opowiadanie, zobaczymy ile jeszcze rozdziałów wyjdzie :) Nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu, środę albo piątek...

wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział XII



Przez cały dzień Grace starała się unikać Jerrego, nie miała zamiaru kolejny razy wysłuchiwać jego obelg. Nie rozumiała czemu tak się zachował, wydawało jej się, że coś między nimi zaiskrzyło, przecież ją uratował, a potem przenocował. Przez głowę przechodziły jej różne myśli. Być może w tedy tylko udawał? Tę opcje szybko jednak odrzuciła, przecież miał tyle okazji, gdy byli sami, a nic jej nie zrobił. Potem pomyślała, że może jej się wstydzi. Ona, zwykłą szara myszka, niczym się nie wyróżniająca, a on typ macho, niepokorny, a do tego każdy chciałby się z nim kolegować. Grace nie pasowała do niego, nie miała też zamiaru psuć jego reputacji.
Szła korytarzem, ze spuszczoną głową. Większość uczniów już dawno wyszła, ze szkoły mimo, że została jeszcze jedna lekcja. W pewnym momencie poczuła czyjś uścisk na swoim ramieniu i ktoś wciągnął ją do jakiegoś pokoju. Dopiero po paru minutach zorientowała się, że jest w pokoju na szczotki. Spojrzała na chłopaka, który ją tu przyprowadził, była pewna, że jest nim Jerry i nie myliła się. Wpatrywał się w nią kurczowo, ale nie potrafił nic wyczytać z jego spojrzenia. Stali, wpatrując się w siebie w ciszy już dłuższą chwilę. Grace, denerwowało jego milczenie, liczyła na jakieś przeprosiny, albo chociaż wyjaśnienie.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś?- Skrzyżował ręce na piersi i starała się by jej głos brzmiał chłodno. Nadal nic nie mówił, przybliżył się tylko do niej jeszcze bardziej, chociaż i tak byli bardzo blisko siebie, gdyż pomieszczenie to nie należało do największych. Teraz ich ciała stykały się, czuła jego oddech na twarzy. –Nie mam zamiaru brać udziału w tych twoich gierkach- chciała odepchnąć go i dostać się do drzwi, ale złapał jej dłonie i trzymał je mocno. –Puść mnie- podniosła lekko głos.
-Nie krzycz- wreszcie odezwał się. Jego głos był jednocześnie stanowczy, ale i delikatny. Podziałało to na nią, bo zamilkłą i wpatrywała się w niego. –Jeśli chodzi to tę sytuację rano, to nie tak jak myślisz- ścisnął mocniej jej ręce, denerwował się.
-Nie chciałeś, żeby twoi kumple dowiedzieli się, że zadajesz się z kimś takim jak ja?
-Ok, to jest tak jak myślisz- popatrzył na nią lekko zdezorientowany. –Mogę to wyjaśnić- spojrzała na niego wyczekująco.- Ok, nie mogę i tak nie zrozumiesz.
-Spróbuj.
-Chciałem cię chronić- prychnęła głośno.
-Mogłeś wymyślić coś lepszego- spróbowała wyrwać się z jego uścisku, ale nie pozwolił jej na to. Spojrzała mu w oczy, zobaczyła w nich złość. Przyparł ją mocno do ściany, złapał jedną ręką jej twarz, tak patrzyła na niego.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy do czego oni mogą być zdolni. Nie mogą wiedzieć o naszej…- zawahał się, nie wiedząc jakiego słowa użyć by określić stosunki jakie ich łączą.
-Kłamiesz- była zmuszona patrzeć mu prosto w oczy, nie bała się jednak powiedzieć tego co myśli.- Lopez i ta nowa jakoś mogą afiszować się w całej szkole.
-Po pierwsze oni są parą- posmutniała lekko, gdy usłyszała te słowa, czyli Czarny nie patrzy na nią jak na dziewczynę. Dlaczego więc zadaję się z nią. – A po drugie Lopez nie narobił sobie tyle wrogów co ja- popatrzyła na niego pytająco.- Zdarza się, że dziewczyny są niewierne- Grace zauważyła, że jego uścisk zelżał, postanowiła to wykorzystać. Udało jej się wyswobodzić dłonie i odsunąć się od niego jak najdalej mogła, nadal jednak zasłaniał drzwi przed nią.
-Dziewczyna kumpla, tak nisko upadłeś?- Nie myślała nad tym co mówi, słowa same wypływały z jej ust.
-Nadal mnie takiego widzisz?- W jego głosie słyszała żal.- Zmieniłem się- znów znalazł się bardzo blisko niej- Zmieniłem się dla ciebie.

Jack nie planował tego co wydarzyło się dziś rano, dał ponieść się emocją. Wydarzenie to na szczęście nie ma wpływu na jego zamiary. Po trzeciej lekcji, wyszedł ze szkoły, nie informując nikogo, nie powiedział o tym nawet Kim. Wiedział, że będzie się na niego boczyć, uśmiechnął się na tę myśl. Już dawno nie przejmował się tym co myśli ktoś inny, teraz jednak było inaczej. Ciągle zastanawiał się co by Kim powiedziała na to co robi w danym momencie. Przeważnie dochodził do wniosku, że albo obraziłaby się na niego, albo zabiłaby go. W głowie pojawiał się obraz wściekłej dziewczyny, co wywoływało jednak uśmiech na jego twarzy. Często łapał się na tym, że gdy o niej myśli humor poprawiał mu się. Starał się jednak odgonić te myśli, nie ma takiej możliwości by mógł się w niej zakochać, nie może…
Chudy już czekał na niego w umówionym miejscu.
-Nie mam zbyt wiele czasu- zaczął od wejścia.- Orczyk już wie o twoim planie, jak przypuszczałeś chce cię wyprzedzić.
-Nic się nie zmienił- Jack pokręcił głową, z niedowierzania.
-Wie też o Kim i planuje zbliżyć się do niej- ręka Jacka zacisnęła się w pięść, zdenerwowała go ta informacja.- Spokojnie- Chudy zauważył to- nie dopuścimy do tego, dlatego też jutro rozpoczynamy główną akcję.
-Co?!- Wykrzyknął.- Nie jesteśmy jeszcze gotowi, Mózg potrzebuje…
-Gadałem z nim- przerwał mu- powiedział, że posiedzi całą noc i wszystko pozałatwia.
-To co ja mam robić?
-Nie spuszczaj oka z dziewczyny, a jutro wieczorem masz się trzymać dokładnie planu.
-A co jeśli jej się coś stanie?- Starał się by Chudy nie wyczuł jak naprawdę jest mocno zmartwiony.
-Nic się nie stanie- zaprzeczył natychmiast.- Myślisz, że narażałbym ją, czy narażałbym kogokolwiek?
-Chyba nie- Lopez mruknął cicho pod nosem.
-Nie możemy tego spieprzyć, rozumiesz?- Jack pokiwał twierdząco głową, ciągle jednak po głowie chodziła mu myśl, że nie wybaczy sobie jeśli jej się coś stanie. Przecież nie powinien się tym martwić, ona jest przecież tylko częścią planu, a Chudy na pewno nie pozwoli skrzywdzić niewinnego. Chłopak nie potrzebnie się tylko martwi, przecież mają doskonały plan. 

Rozdział kompletnie mi się nie podoba, trochę się zmusiłam do napisania. Jak już pisałam na twitterze przeszło mi zainteresowanie tym serialem, ale opowiadanie skończę:) Zostało jeszcze ok 5 rozdziałów. Pzdr i dziękuje za wszystkie komentarze, to dla Was piszę tu jeszcze:)