Milton
był zachwycony swoją nową koleżanką. Inteligentna, ładna i do tego świetnie się
dogadywali. Podczas lekcji chemii ani razu nie pomyślał o Kim, co nie zdarzyło
się już długi czas. Julia chodziła kiedyś do szkoły w innym mieście, codziennie
musiała dojeżdżać ponad 50 km. W tym roku jej mama straciła pracę, nie mieli
już tyle pieniędzy, więc dziewczyna musiała zrezygnować z drogich dojazdów.
Miltonowi wyrwało się, że nawet cieszy się ze straty pracy jej mamy. Od razu
klepnął się ręką w czoło i zaczerwienił lekko, zdał sobie sprawę jak to
zabrzmiało, a on chciał tylko powiedzieć, że jest szczęśliwy, że ją spotkał.
Dziewczyna nie wydawała się jednak urażona tym, uśmiechnęła się tylko do niego
i wróciła do robienia zadań.
Podczas
przerwy widział jak wiele razy ktoś ją zaczepia, lub śmieje się z niej. Chciał
podejść, powiedzieć coś, ale zabrakło mu odwagi. Sam przez to przechodził na
początku, tylko, że jemu ktoś pomógł, a jak na razie jedyną osobą jaką Julia
zna w tej szkole jest on. Mógłby poprosić swojego wybawcę by zostawili
dziewczynę w spokoju, ale nie chciał nikomu pokazać, że mu na niej zależy. Tak,
zależy mu. Julia siedziała mu w głowie cały dzień, obraz Kim powoli znikał i
zastępował go widok uśmiechniętej brunetki.
-Julie!-
Chłopak zauważył ją jak wychodziła ze szkoły. Dziewczyna przystanęła i obróciła
się w jego stronę.- Pomyślałem, że może mógłbym odprowadzić cię do domu?-
Spojrzał na nią wyczekująco, chwila podczas której czekała na jej odpowiedź
wydawała mu się wiecznością.
-Jasne-
uśmiechnęła się do niego i nerwowo poprawiła okulary.
-I
jak podoba ci się w naszym liceum?- Po dłuższej chwili ciszy, Milton odezwał
się.
-Jest…-
zamyśliła się przez moment- inaczej.- Chłopak popatrzyła na nią uważnie.- Nie
myślałam, że uczniowie mogą być tacy…
-leniwi,
agresywni i niebezpieczni- dokończył za nią.
-Chciałam
powiedzieć tacy beztroscy i niczym się nie przejmujący, ale ty to lepiej
ująłeś- zaśmiała się cicho. Był to jednak śmiech przez łzy, Julie nie czuła się
w tej szkole dobrze, cieszyła się jednak, że ma chociaż Miltona.
-Początki
są zawsze trudne, a do tego jesteś nowa, świeże mięso.- Chłopak jakby czytał w
jej myślach.
-Nie
rozumiem.
-Nowy
jest zawsze słabszy, nie zna nikogo i łatwiej jest go prześladować- Julia
pokiwała ze zrozumieniem głową.
Ich
rozmowę przerwał dźwięk komórki chłopaka. Gdy wyjmował telefon z kieszeni, coś
z niej wypadło. Miltona wpatrzony w ekran komórki nie zauważył tego, dziewczyna
schyliła się by to podnieść.
-Przepraszam
cię, to moja matka- chłopak odrzucił połączenie, schował telefon z powrotem do
kieszenie i spojrzał na Julię. Patrzyła na niego przerażonym wzrokiem, w ręku
trzymała małą torebeczkę i z białym proszkiem w środku.- To nie tak jak
myślisz- zaczął się tłumaczyć, ale przerwała mu.
-Ćpasz?
Pomyliłam się co do ciebie.- Podała mu jego własność.
-Julio,
to naprawdę nie jest tak jak myślisz…
-Nie
musisz się przede mną tłumaczyć, możesz robić co chcesz- chłopak widział, że
jest rozczarowana, rozczarowana nim, chciał jej to wszystko wytłumaczyć, ale za
każdym razem mu przerywała.- Nie odprowadzaj mnie dalej, dojdę sama.- Już nie
czekała na jego odpowiedź, szybko odwróciła się i prawie biegnąć oddaliła się
od załamanego chłopaka.
Grace
pierwszy raz w życiu urwała się z zajęć. Nie czułą się z tym dobrze, cały czas
myślała o tym, co by jej rodzice na to powiedzieli, chociaż z drugiej strony
byli do tego przyzwyczajeni. Starsza siostra dziewczyny ciągle wagarowała i pakowała
się w różne kłopoty. Po tej całej sytuacji w schowku na szczotki Grace
zauważyła, że Czarnemu jednak trochę na niej zależy, dlatego zgodziła się urwać
z ostatniej lekcji, by mogli spokojnie porozmawiać.
Szli
ramię w ramię, w ciszy, nie wiedzieli jak mają rozpocząć rozmowę. Jerry co chwilę
zerkał na Grace, była pochłonięta własnymi myślami. Wyglądała dzisiaj pięknie, codziennie
wygląda pięknie, ale gdy tak stoi blisko niej jeszcze bardziej zachwyca się jej
urodą. Zauważył, że gdy myśli nad czymś intensywnie przymruża oczy i marszczy
nos, a gdy denerwuje się odgarnia włosy za ucho. Nigdy wcześniej nie zwracał
uwagi na takie szczegóły u dziewczyn, zwykle spędzał z jakąś noc nie znając
nawet jej imienia.
-Dlaczego
mi się tak przyglądasz- dopiero teraz zorientował się, że patrzył na nią już
dłuższą chwilę.
-Jesteś
piękna- Grace odwróciła głowę i spuściła wzrok, odgarniając nerwowo włosy za
ucho. Czarny zaśmiał się cicho.
-Co
cię tak śmieszy?- W jej głosie słychać było lekką złość, denerwowało ją to, że
śmieje się z niej.
-Po
prostu cieszę się, że mi wybaczyłaś- skręcili w jakąś ciasną alejkę. Dziewczyna
nigdy tu nie była, to nic dziwnego, gdyż wokół pełno było podejrzanych ludzi, a
na chodniku leżeli upici do nieprzytomności bezdomni.
-Gdzie
my idziemy?- Jej głos lekko drżał, nie potrafiła ukryć tego, że się boi. Jerry
złapał ją za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Grace ścisnęła mocno dłoń chłopaka
i przylgnęła do jego ciała.
-Znam
pewne miejsce gdzie nikt nas nie znajdzie i nie będzie nam przeszkadzał-
zadrżała lekko, Jerry poczuł to.- Nie bój się, przecież wiesz, że nie
potrafiłbym cię skrzywdzić- uspokoiła się trochę, nadal jednak czuła pewne
obawy.
Chłopak
zaprowadził ją do jakiegoś klubu nocnego. Zdziwiła się, że zostali do niego
wpuszczeni z racji na porę dnia, ale Jerry wytłumaczył jej, że właścicielem
lokalu jest jego wujek. Usiedli w rogu, na samym końcu sali.
-Napijesz
się czegoś?- Pokiwała przecząco głową, chłopak skinął jednak na kelnera.- Piwo
i sok poproszę.- Grace spojrzała na niego dziwnie.- To tylko jedno piwo-
wywróciła oczami, ale nic się nie odezwała.
-Po
co właściwie tu przyszliśmy?- Zaczęła bawić się słomką, zanurzoną w szklance
soku, którą chwilę wcześniej przyniósł kelner.
-Porozmawiać-
Jerry wziął łyk piwa i kontynuował dalej. –Postawmy sprawę jasno, wiem, że coś
do mnie czujesz- chciała zaprzeczyć, ale gestem ręki uciszył ją- nie
zaprzeczaj, wiem swoje- mrugnął do niej okiem.- Ty też nie jesteś mi obojętna-
jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, patrzyła na niego z
niedowierzaniem. –Co się tak dziwisz, myślałem, że już dawno się zorientowałaś.
-Niby
jak miałam się zorientować?
-Pomogłem
ci, przenocowałem cię, miałem cię na wyciągnięcie ręki, a nic nie zrobiłem,
mało?- Powiedział to głosem, jakby to było coś oczywistego, dziewczyna w duchu
przyznała mu rację. –Jutro mam ważną akcję- spoważniał, gdy zaczął ten temat-
po niej będę wolnym człowiekiem.
-Co
to znaczy, że będziesz wolnym człowiekiem?- Przerwała mu.
-Nie
mogę na razie o tym mówić, ale obiecuję, że jak będę mógł o wszystkim ci
powiem.- Przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy, Grace byłą pewna, że mówi
prawdę. –wracając do tematu, chciałbym, no wiesz żebyś była moją dziewczyną.-
Pogłaskał się nerwowo po szyi, z przerażeniem oczekując odpowiedzi.
-Nie
jesteś zbyt romantyczny- Jerry spojrzał na nią zszokowany. On, cały
zdenerwowany wyczekiwał najważniejszej dla niego odpowiedzi, a ona mówi mu, że
nie jest romantyczny.
-Wiesz
nie mam zbyt wielkiego doświadczenia, a raczej zerowe- uśmiechnął się lekko.-
Pierwszy raz mi się zdarza coś takiego i wiesz, jeśli zaraz mi nie powiesz czy
się zgadzasz to cholery dostanę!- Grace uśmiechnęła się lekko. Jerry wyglądał
słodko, gdy się denerwował.
-Myślę,
że…
Kim,
była zła, nie ona była wściekła. Jack zniknął gdzieś w środku dnia, nic jej nie
mówiąc. Po tym, gdy pocałował ją przy wszystkich miała nadzieję, że chłopak
otworzy się przed nią, on nadal jednak ukrywał coś i nie mówił jej wszystkiego.
Denerwowało ją to i to strasznie, w tamtej chwili była pewna, że gdyby Jack
stanął przed nią, sprawiłaby, że już nigdy nie mógłby mieć dzieci
Wychodząc
ze szkoły, uspokoiła się już trochę, nadal jednak była obrażona na chłopaka.
Zdziwiła się gdy zobaczyła go przed szkołą, stał oparty o jakieś sportowe i na
pewno bajecznie drogie auto. Odwróciła wzrok w drugą stronę, udając, że go nie
zauważa chciała minąć go bez słowa. Złapał ją jednak za nadgarstek i pociągnął
w swoją stronę, tak, że całym ciężarem wylądowała na nim. Pochylił się nad nią,
chcąc ją pocałować, ale odwróciła głowę, tak, że zamiast na usta, natrafił na
jej policzek.
-Wiem,
wiem, wiem- westchnął głośno- zniknąłem na pół dnia nic ci o tym nie mówiąc.
Winny- zaśmiał się cicho. Kim chciała oddalić się od niego, znów była wściekła.
Zdenerwowało ją to, że chłopak nie traktuje tego poważnie i ciągle żartuję, a
ona naprawdę była na niego obrażona. Lopez jednak objął ją mocno w tali i nie
miał zamiaru jej puszczać. –Kimmy- jej twarz nadal nie wyrażała emocji, chociaż
gdy usłyszała jak pieszczotliwie ją nazywa poczuła przyjemne ciepło rozchodzące
się po jej ciele. Poczuła jego usta na swojej szyi, chciała się odsunąć, ale
trzymał ją mocno.- Nawet jeśli nie chcesz mnie widzieć na oczy, powinnaś wsiąść
ze mną do auta, bo twój tatuś właśnie wychodzi ze szkoły- wyszeptał jej do
ucha.
Podziałało,
Kim jak oparzona odskoczyła od chłopaka i wsiadła do auta, nie czekając nawet
jak otworzy jej drzwi. Jack zaśmiał się pod nosem.
-Gdzie
jedziemy?- Nawet na niego nie spojrzała, a w jej głosie można było usłyszeć, że
jeszcze jej nie przeszło.
-To
jednak odzywasz się do mnie?- Posłała mu jedno ze swoich najgorszych spojrzeń,
Jack już wiedział, że nie powinien tego mówić. – Jedziemy do mnie.
-Nie
chce, zawieź mnie do domu.
-Kim-
westchnął i spojrzał na nią.
-Patrz
na drogę, chcesz nas zabić!?- Wydarła się na niego.
-Nie
przesadzasz? –Zdenerwował się, miał dość ciągłego przepraszania jej.- To, że
jesteśmy razem oznacza, że mam ci się spowiadać ze wszystkiego- mocniej
nacisnął na gaz, jechali coraz szybciej. –Kolejny raz zachowujesz się jak
dziecko, czy ja wypominam ci, że np. twoi rodzice nie mają pojęcia o tym, że
jesteśmy razem, a ty wstydzisz się mnie?- Chciała mu przerwać, ale nie pozwolił
jej.- Nie mam o to pretensji, rozumiem cię, a wiesz dlaczego, bo ja zachowuję
się jak dorosły.
Kim
nic się nie odzywała, z jednej strony słowa Jacka ją zabolały, z drugiej jednak
czuła, że ma trochę racji.
Siedzieli
już dłuższą chwilę w pokoju Jacka, wpatrując się w siebie bez słowa. Lopez
czuł, że musi coś zrobić, już jutro jest akcja, nie może wszystkiego spieprzyć
przez jedną głupią kłótnię.
-Przepraszam-
podszedł do krzesła na którym siedziała, ukucnął przed nią, złapał jej dłonie i
przysunął do swoich ust.
-To
ja przepraszam, masz rację zaachowywałam się jak dziecko- wplotła swoją dłoń w
jego włosy. – Po prostu czasami mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz.
-Hej,
ufasz mi?- Pokiwała twierdząco głową.- Nic nie ukrywam- kłamstwo przyszło mu z łatwością.-
Zrobiłbym dla ciebie wszystko, wiesz?
-Ja
dla ciebie też- Lopez uśmiechnął się szeroko, o to mu chodziło. Teraz wiedział,
że Kim pomoże mu, była szczera mówiąc to.
-Pocałuj
mnie- wyszeptał. Dziewczyna pochyliła się jeszcze bardziej, gdy ich nosy
stykały się, zatrzymała się na moment. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się
szeroko.
-Kocham
cię- poczuła wielką ulgę, gdy wreszcie mu to powiedziała, Jack natomiast nie
wiedział co ma zrobić. Poczuł dziwne ukłucie w żołądku, Kim naprawdę zakochała
się w nim. Chcąc odwlec moment jego odpowiedzi pocałował ją z początku
delikatnie, później coraz bardziej namiętnie i łapczywie. Kim zatraciła się w
tym pocałunku, dla niej był on jednoznaczną odpowiedzią, on też ją kocha.
Przepraszam, że tak długo nie było, ale nie miałam kompletnie weny. Przeczytałam jednak Wasze cudowne komentarze i jakoś się zmobilizowałam:) Mam kilka pomysłów na to opowiadanie, zobaczymy ile jeszcze rozdziałów wyjdzie :) Nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu, środę albo piątek...