Czas strasznie
dłużył się Kim, nie potrafiła ukryć swojego podekscytowania. Już dziś
wieczorem, będzie mogła zadać nurtujące ją pytania. Tak, miała zamiar spotkać
się z Jackiem. Nie do końca mu ufała, dlatego też o ich spotkaniu postanowiła
komuś powiedzieć. Brat? Odpada w przebiegach, to policjant, od razu jakby
usłyszał nazwisko chłopaka, z chęcią zamknąłby go w więzieniu. Tata? Dyrektor
szkoły, na pewno nie pozwoli późno w nocy spotykać się swojej córeczce z
najniebezpieczniejszym uczniem w szkole. Mama? Ta opcja nawet byłaby dobra,
gdyby nie to, że ona zaraz wszystkie wyśpiewa mężowi, nic nie potrafi zatrzymać
dla siebie. Zawszę, gdy Kimberly opowiada jej coś i podkreśla, by nie mówiła
ojcu, na drugi dzień on wszystko wie, i robi jej niezłą awanturę. Pozostaje
jeszcze czwarta i ostatnia opcja, Milton. Dlaczego on? Po pierwsze jest jedyną
osobą w tym mieście, z którą zamieniła, chociaż kilka zdań, nie licząc Jacka,
rodziny i tej wrednej dziewczyny, Megan. Po drugie, Milton wydawał jej się miłym,
spokojnym i ułożonym chłopakiem, intuicja podpowiadała jej, że można mu zaufać.
Za chwilę miała
mieć ostatnią lekcję, angielski. Przez cały dzień nie widziała ani Jacka, ani
Milton. Do nieobecności tego pierwszego była już trochę przyzwyczajona, chłopak
nie należy do pilnych uczniów, ale Milton. W tym tygodniu w ogóle nie pojawiał
się w szkole, niby wytłumaczył się chorobą, ale dlaczego dzisiaj znów zniknął?
-Kim- Milton
podbiegł do niej i wyrwał ją z rozmyślań.
-Właśnie o tobie
myślałam- uśmiechnęła się do niego.
Chłopak poczuł,
jakby unosił się nad ziemią. Kim, myślała o nim, czyżby on też nie był jej
obojętny?
-Tak?- Popatrzył
na nią uważnie i z niecierpliwością wyczekiwał jej odpowiedzi.
-Mam do ciebie
prośbę- przybliżyła się do niego i pochyliła w jego stronę.- Chciałabym, żeby
to zostało między nami, dobrze?- Popatrzyła mu prosto w oczy, nie mógł się im
oprzeć i pokiwał twierdząco głową. – To nic wielkiego, chce po prostu, żebyś
coś wiedział, w razie wypadku, gdyby, ale to nie znaczy, że tak może być-
dziewczyna zaczęła się plątać w swojej wypowiedzi.
-Kim- przerwał je, jego podekscytowanie
rosło. Widać było, że denerwowała się, więc na pewno chciała mu powiedzieć coś
ważnego. –O co chodzi?- Jego spokojny ton głos, udzielił się jej, teraz miała
pewność, że zwróciła się do odpowiedniej osoby.
-Może zacznę od początku. Jack-popatrzył na nią dziwnie- Lopez-
poprawiła się.
-Sorki, nie jestem
przyzwyczajony, że ktoś tak do niego mówi- uśmiechnął się przepraszająco.
-Wracając do mojej prośby, Lopez
chce żebym się z nim spotkała, dziś wieczorem.- Źrenice chłopaka rozszerzyły
się do nienormalnej wielkości.
-Kim nie obraź się, ale chyba
zwariowałaś!- Ostatnie słowa wykrzykiwał, widać było, że jest zły. – Przecież wiesz,
kim jest Lopez…
-No właśnie nie wiem- przerwała
mu.- Gdy tylko próbuje się czegoś dowiedzieć, ludzie albo milczą, albo mówią
tylko połowę tego, co wiedzą- spojrzała na niego znacząco. – Dlatego właśnie
spotkam się z nim, a mówię ci to żebyś wiedział… na wszelki wypadek- zamilkła
na chwilę.
-Widzisz, sama mu nie ufasz,
dlatego chcesz żebym wiedział, o waszym spotkaniu.- Jak łatwo ją rozszyfrował, czy
tak bardzo było widać, że jednak trochę obawia się?
-To niczego nie zmienia, już
podjęłam decyzję. – Chciała odejść, ale złapał ją za ramię.
-I co ja mam teraz zrobić?- Popatrzył na nią dziwnie, a po chwili uśmiechnął
się. – Przecież wiesz, że zawsze może na mnie liczyć- Na jej twarzy pojawił się
promiennym uśmiech. Podeszła do chłopaka i uścisnęła go. Objął ją i przyciągnął
do siebie, tak bardzo chciał poczuć jej bliskość.
Czarny siedział na jednej z ławek
przed szkołą i przyglądał się jej. Uwielbiał towarzystwo dziewczyn, cieszył się
dużym powodzeniem wśród nich. Podobał się im, a poza tym dzięki temu, że
kumplował się z Lopezem jeszcze bardziej go pragnęły. Tylko nie ona. Była młodsza od niego o parę
lat, dobrze się uczyła i pochodziła z dobrego domu. Próbował już wszystkiego,
ale zawsze nie kończyło się to dobrze dla niego.
Zobaczył ją po raz pierwszy, a
może mijali się wcześniej kilka razy, ale dopiero teraz zwrócił na nią uwagę. Brunetka,
z długimi włosami zaczesanymi w kucyk i .Trzymała książkę w ręku i była w nią
mocno zaczytana. Specjalnie stanął na jej drodze, tak by wpadła da niego
-Przepraszam- wyszeptała lekko speszona
i spojrzała mu prosto w oczy, trwało to może sekundę, gdyż zaraz szybko
odwróciła wzrok, wlepiając go w podłogę.
-Hej mała- złapał jej twarz i podniósł
do góry, tak by spojrzała mu w oczy. – Może chcesz się zabawić?- Przyciągnął jej twarz i mocno wbił się w
usta. Próbował wsadzić swój język w jej buzie, gdy nagle poczuł przeszywający
go ból. Kopnęła go, kopnęła go i to w czułe miejsce. Zawył mocno z bólu, a ona
wykorzystała okazję i szybko uciekła, jak najdalej od niego.
Od tamtej pory dziewczyna unikała
go, wiedział, że się boi, co jeszcze bardziej podobało mu się. Pierwszy raz
czuł takie zainteresowanie jakąś laską. Zdobył nawet kilka informacji na jej
temat, ma na imię Grace, jest od niego młodsza o cztery lata. Pilna uczennica,
zero uwag, czysta kartoteka, nienaganne zachowanie. Zawsze unikał takich osób,
ale coś w niej tak go pociągało, że nie mógł oderwać od niej oczu.
Wiedziała, że ją obserwuję, robił
to od początku września. Bała się go, zdawała sobie sprawę, że jest
niebezpieczny, wiedziała też, że może zrobić jej krzywdę. Dzisiaj po raz
pierwszy od dawna musiała wracać sama do domu, rodzice pracowali na popołudniową
zmianę, a starsza siostra miała zajęcia na uczelni. Przełknęła głośno ślinę i
pożegnała się z koleżankami. W myślach powtarzała sobie, że przecie wielokrotnie
wracała sama do domu i zna to miejsce od dziecka.
Przechodząc przez park poczuła
jakby ktoś ją obserwował. Obróciła się kilka razy, ale nikogo nie zauważyła. Przyśpieszyła,
teraz prawie już biegła. Jej serce biło jak szalone, oddech przyśpieszył.
Poczuła czyjąś rękę najpierw na swojej szyi, a potem twarzy, chciała krzyczeć,
ale zatkał jej usta.
-Na twoim miejscu nie
krzyczałbym- drugą rękę złapał ją za pierś i jeszcze bardziej zbliżył się do
niej. Jej plecy stykały się teraz z jego klatką, na jej twarzy pojawiły się
łzy. –Zaraz będzie po wszystkim. – Sięgnął dłonią do jej spodni. Dziewczyna zamknęła
oczy, coraz więcej łez pojawiało się na jej policzkach.
Była bezsilna, napastnik był od
niej o wiele silniejszy nie miała szans by się wyrwać. Tyle słyszała o gwałtach
na młodych dziewczynach, ale nigdy nie przypuszczała, że ją też może to
spotkać.
Gdy mężczyzna odpiął już guzik od
jej dżinsów poczuła jak jego uścisk zelżał, jego dłoń znikła z jej twarzy. Bała
się odwrócić, bała się spojrzeć mu twarz. Usłyszała jęk, obejrzała się.
Ten sam chłopak, który
prześladował ją w szkole i którego tak za wszelką cenę unikała ze strachu, że
może jej coś zrobić, teraz okładał pięściami jakiegoś mężczyznę. W pewnym
momencie przestał się ruszać, chłopak odwrócił się do niej. Na jego twarzy
malował się gniew, w jego oczach widać było wściekłość, ręce miał pobrudzone
krwią. Grace odruchowo cofnęła się dwa kroki do tyłu.
-Nic ci nie jest?- Jego głos,
brzmiał tak przyjaźnie, słychać było w nim troskę. Pokiwała przecząco głową,
nie mogła wydusić z siebie ani słowa, była zbyt przerażona. Czarny zbliżył się
do niej, wyciągnął w jej kierunku rękę. Chciała cofnąć się jeszcze bardziej,
ale napotkała przeszkodę, jej plecy zetknęły się z korą drzewa.
-Proszę nie rób mi krzywdy- wychlipała
przez łzy i odruchowo wyciągnęła ręce przed siebie w geście obronnym.
Jego ręka dotknęła jej szyi.
Poczuła pieczenie, dotknął ją w tym samym miejscu, gdzie napastnik wbił swoje
paznokcie. Zadrżała i skuliła się.
-Nie zrobię ci krzywdy- twarz
miała schowaną w dłoniach, ukucnął przed nią. Pozostawali dłuższą chwilę w tych
samych pozycjach, w końcu, gdy dziewczyna uspokoiła się trochę, podniosła głowę
i popatrzyła na niego.
-On..on nie żyje?- Wskazała
palcem na mężczyznę, który nie ruszał się.
-Jest nieprzytomny, ale żyje- w
jego głosie nie było słychać żadnych emocji.- Jeśliby ci coś zrobił zabiłbym
go-popatrzyła na niego dziwnie. Nie mogła go rozgryźć, dlaczego tak bardzo się tym
przejął?
Usiadł obok niej, gdy jego ramię
dotknęło jej, odsunęła się błyskawicznie. Mimo tego, że wszystko wskazywało na
to, że ją ocalił nadal mu nie ufała. Ona tak jak Czarny, również zdobyła kilka informacji
o nim. Niebezpieczny, wmieszany w narkotyki, a do tego podrywacz i dziwkacz. Ostatnie
słowo powtarzało się najczęściej.
-Przez chwile myślałam, że to ty-
zdobyła się na chwilę szczerości. Na jego twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia, chociaż za wszelką cenę nie chciał dać po sobie tego poznać.
-Powinnaś uważać!- Podniósł lekko
głos, był zły, spojrzał na nią z wyrzutem. W oczach dziewczyny znów pojawiły
się łzy. Ktoś próbował ją zgwałcić i on ma jeszcze do niej pretensje. –Nie becz-
zrobiło mu się jej żal, postanowił już więcej nie krzyczeć na nią. –Chodź-
podniósł się i spojrzał na nią wyczekująco.
-Gdzie?- Przestraszyła się lekko
i nie poruszyła się nawet o milimetr.
-Odprowadzę cię do domu-
odpowiedział spokojnie i po raz pierwszy dzisiaj uśmiechnął się do niej.
Jack szedł zamyślony, na dworze
już dawno zrobiło się ciemno, po ulicy kręciło się wiele podejrzanych osób.
Jego myśli zaprzątało jednak coś innego, a właściwie ktoś inny, Kim. Wiedział,
że musi zdobyć jej zaufanie, dlatego też powinna mieć wrażenie, że jest z nią
szczery. Dziewczyna jest jednak podejrzliwa i na pewno będzie go sprawdzać,
zresztą ma do tego możliwości, tatuś dyrektor i braciszek glina. Musi być z nią
szczery, oczywiście tylko w niektórych kwestiach, w głowie miał już nawet
pewien plan.
Czekała na niego w umówionym
miejscu, uśmiechnął się sam do siebie, gdy ją zobaczył. Lekko trzęsła się z
zimna i nerwowo rozglądała się. Zaszedł ją od tyłu, chciał ją lekko
przestraszyć. Dotknął jej ramienia, a ona zrobiła coś, czego w życiu by się nie
spodziewał. Obróciła się i całej siły uderzyła Jacka pięścią w nos. Chłopak
złapał się za bolące miejsce.
-Boże Jack, przepraszam!-
Wykrzyknęła na jego widok i podała mu chusteczkę, gdy zobaczyła krew na jego
twarzy.
-Wow, masz niezły cios jak na
dziewczynę- wysilił się na żart, Kim naprawdę mocno go uderzyła.
Gdy wreszcie udało im się opanować
krwotok z nosa Jacka, przez chwilę zapanowała niezręczna cisza. Oboje nie
wiedzieli jak zacząć rozmowę, Kim miała w głowie mnóstwo pytań, które chciała
mu zadać, a Lopez wyczekiwał, kiedy wreszcie nie wytrzyma i odezwie się
-Zanim przejdziesz do wywiadu- uśmiechnął
się lekko- chciałbym, żebyś gdzieś ze mną poszła.
-Dobrze- zdziwiło go, że tak
łatwo się zgodziła, ale postanowił nie drążyć dalej tego tematu.
Znów ta cisza, tym razem jednak nie
przeszkadzała im, oboje pogrążeni byli we własnych myślach. Kim zastanawiała się,
dokąd idą, a Jack cały czas upominał się by uważał na to co mówi. W pewnym
momencie chłopak odnalazł dłoń dziewczyny, a ich palce splątały się. Kim uśmiechnęła
się pod nosem, gest ten była dla niej miłą niespodzianką.
-Cmentarz?- Spojrzała na niego
dziwnie, gdy przekraczali furtkę cmentarza.
-Chciałaś poznać moją historię?-
Kiwnęła twierdząco głową.- Oto i ona- zatrzymali się przed jednym z nagrobków. Dziewczyna
odczytała napis:
Sophie
Anderson, żyła lat osiemnaście.
-To moja siostra. Popełniła
samobójstwo dwa lata temu- oczy chłopaka zaszkliły się, nie miał pojęcie, że to
będzie aż tak trudne dla niego.
-Jack, tak strasznie mi przykro-
nie wiedziała, co ma powiedzieć, nie miała pojęcia jak on się czuje.
-Zabiła się przez niego, przez
Orczyka- nie rozumiała, o czym mówi, ale nie przerywała mu.- Kochała go, a on
ją potraktowała jak zwykłą szmatę. – Po jego policzku spłynęła, pojedyncza,
samotna łza. –Nienawidzę go- uderzył pięścią w pobliską ławeczkę, ta nie
wytrzymała tego i roztrzaskała się.
Kim przestraszyła się go, nie panował nad
sobą, był wściekły, ten wspomnienia były dla niego strasznie bolesne Nie wiedziała co robić, jedyne co przyszło jej
do głowy to podejść do niego i przytulić go, tak też zrobiła. Jack przez chwile
był zaskoczony jej gestem, coś jednak sprawiło, że uspokoił się, w jej
ramionach czuł się dobrze. Objął ją mocno w tali, przyciągnął mocniej do siebie
i wtulił swą twarz w jej szyję. Jack Anderson pierwszy raz od dawna czuł, że
komuś na nim zależy.