sobota, 8 września 2012

Rozdział V


Milton po cichu wszedł do domu, zawsze tak robił. Gdyby mógł, chciałby być niewidzialny, w ten sposób rodzice przestaliby na niego krzyczeć. Próba szybkiego przedostania się do pokoju nie wyszła jednak, pani Krupnick stała z założonymi na rękach piersiami i krytycznym wzrokiem spoglądała na syna.
-Gdzieś ty się włóczył tyle czasu? Szkoła skończyła się już parę godzin temu.-Stała nieruchomo, jej lodowaty wzrok sprawiał, że Milton czuł dreszcze biegnące po całym ciele.
-Miałem dodatkowe zajęcia.
-Nie kłam!- Krzyknęła w jego kierunku i zbliżyła się do niego.- Jesteś taki sam jak on! Chcesz żebyśmy znowu cierpieli?- W jej głosie słychać było żal, ale też wściekłość.
Właśnie tego tonu Milton nienawidził z całego serca, wołałby żeby go uderzyła, krzyczała na niego tak jak inne matki. Ona natomiast ciągle zachowywała się jakby miała do niego pretensję, jakby to wszystko to była jego wina. Od tamtego wydarzenia chłopak czuł, że matka traktuje go jak wroga, często obwiniała go, powtarzała mu, że jest do niczego, że wolałaby mieć lepszego syna. To bolało, bardzo. Z tego też powodu Milton zaczął zamykać się w sobie, stał się odludkiem, nawet nowa szkoła tego nie zmieniła.
-Idę do siebie.- Ominął mamę i szybko zamknął się we własnym pokoju, usłyszał jeszcze dźwięk tłuczonego szkła. Kolejny atak, pomyślał. Kiedy ten koszmar się skończy?  
Milton nie należy do otwartych osób, nikt nie ma pojęcia, co dzieje się u niego w domu. On wręcz unika ludzi, tak mu jest po prostu wygodniej. Unika trudnych pytań, pogardliwych lub pełnych współczucia osób. Dla wielu jest zwykłym, pokręconym kujonem i dobrze mu z tym. A teraz pojawiła się nowa dziewczyna, Kim i wszystko się zmieniło. Chłopak miał ochotę wszystko jej opowiedzieć, czuł się przy niej swobodnie. Czyżby się zakochał? Nie to nie możliwe, przecież to do niego nie podobne.

Wybiła północ, 16 września, Jack nienawidzi tego dnia. To już trzy lata od śmierci Sophie, a on nadal czuje wielki ból, a także wściekłość. Przez cały rok chłopak próbował odsuwać od siebie myśli o tym wydarzeniu, jednak w tym dniu wracają one z podwójną siłą. Jego piękna, pełna życia, zawsze uśmiechnięta siostra, taki obraz miał ciągle przed oczami. Była jedyną osobą, która miała na niego jakiś wpływ, oddałby za nią życie.  Gdy zaczęła chodzić z Orczykiem, nawet cieszył się z tego, był jego najlepszym kumplem, znał go, cieszył się ich szczęściem. Do tej pory obwinia się, że to jego wina. Przecież znał przeszłość przyjaciela, wiedział, że nie jest zbyt stały w uczuciach. Poza tym nie powinien zostawiać siostry samej na tej imprezie. To jest jego wina, że Sophie nie żyje.
-Tak bardzo cię przepraszam.- Położył na jej grobie czerwoną różę, jej ulubiony kwiat. W jego oczach zaczęły pojawiać się łzy. Jack Anderson płacze. – To wszystko moja wina.- Uderzył pięścią w ławkę, na której siedział.- Pomszczę cię, już niedługo, obiecuję.- Popatrzył jeszcze chwilę na nagrobek, w końcu jednak podniósł się i skierował się w stronę domu. Zbliżała się druga w nocy, a jutro znów musiał wcześnie pojawić się w szkole.

Nie mogła zasnąć, ciągle analizowała dzisiejszy dzień. Dlaczego ten cały Lopez to zrobił, nie wierzyła, że ma czyste intencję i chce pomóc. Dotknęła ręką swoich warg, ciągle czuła jego usta na swoich. Co się z nią dzieje, przecież to nie jest możliwe, żeby tak na nią działał. Przed oczami miała ciągle jego twarz. Czekoladowe oczy, w których widziała smutek. To wyróżniało go od jego koleżków, jego spojrzenie było pełne żalu i cierpienia. To nie zmienia jednak tego, że należy do jednego z tutejszych gangów, kradnie, rabuje, a może nawet i zabija. Po ciele dziewczyny przeszły dreszcze. Dzięki niemu jednak miała spokój w szkole, nikt już jej nie dokuczał, ludzie schodzili jej nawet z drogi. Niewyobrażalne jak jeden człowiek potrafi mieć wpływ na tak wielu ludzi. Usłyszała nawet plotki, jakieś dziewczyny uważały, że ona i Lopez są parą.  Nie była jednak z tego zbyt zadowolona, nie chciała, by te wieści dotarły do jej ojca. Na pewno zapoznał się już z kartami wszystkich uczniów i wiedział, których powinna unikać, do takich właśnie należał Lopez. Nawet nie zna jego prawdziwego imienia, wszyscy zwracają się do niego Lopez.
Siedząc na parapecie obserwowała ulicę, mimo tak późnej pory kręciło się po nie wielu ludzi. To miasto żyje dniem i nocą. Dilerzy nawet nie próbowali kryć się ze swoim towarem. W świetle lampy nocnej zauważyła jego. Mimo kaptura na głowie, była pewna, że to on. Zwykle wyprostowana i pewna siebie postawa, zniknęla. Lekko zgarbiony, głowa spuszczona w dół i ręce w kieszeni. Ciągle kopał jakieś kamyki, leżące na chodniku. Nie spuszczała z niego wzroku, tak bardzo chciała wiedzieć, o czym teraz myśli.  Podszedł do jednego z dilerów, chwilę pogadali, potem Lopez dał mu kasę a ten wręczył mu towar. Chciała już iść do łóżka, położyć się, gdy nagle odwrócił się i zobaczył ją. Nie próbował ukryć się, to nie miałoby sensu. Patrzył na nią już dłuższą chwilę, jego wyraz twarzy nie zmienił się. Po paru sekundach, a może nawet i minutach, odwrócił wreszcie wzrok. Nie ruszył się jednak stał nadal przed jej domem, jakby na coś czekał. Czyżby chciał, żeby wyszła do niego?  Nie ma mowy, sam przecież dawał jej lekcję, że pakuje się niepotrzebnie w kłopoty, może to kolejny z jego głupich testów. Nie mogła jednak powstrzymać ciekawości, o co mu chodzi, poza tym jakaś tajemnicza siła ciągnęła ją do niego.

Na palcach zeszła po schodach, założyła kurtkę i po cichu otworzyła drzwi. Stał tyłem do niej, nawet się nie obrócił. Stała obok niego, a on nadal nic się nie odzywał.
-Znowu to robisz- wreszcie się odezwał, ale nawet na nią nie popatrzył.
-Już ci mówiłam, że się ciebie nie boję.- Powoli odwrócił się twarzą w jej stronę, patrzyła przez chwilę prosto w jej oczy i uśmiechnął się lekko.
Kim poczuła motylki w brzuchu, jak on ładnie się uśmiecha. Jeden jego gest i już była pewna, że dobrze zrobiła wychodząc do niego. Czuła, że ma na nią zły wpływ, jednak nie mogła opanować pragnienia, by być blisko niego.

Zobaczył ją w oknie, przyglądała mu się. Specjalnie sprowokował ją by wyszła do niego. Jeżeli to zrobi, będzie to oznaczać, że wszystko idzie zgodnie z planem. Kim Crawford zakochuje się w nim. Gdy usłyszał dźwięk otwierania drzwi uśmiechnął się do siebie, ale nadal stał do niej tyłem.
-Znowu to robisz- odezwał się, ale nadal się nie odwracał, chciał, by jeszcze chwilę podenerwowała się.
-Już ci mówiłam, że się ciebie nie boję.- Powoli odwrócił się twarzą w jej stronę, patrzyła przez chwilę prosto w jej oczy i uśmiechnął się lekko.  Zaczerwieniła się. Teraz już był pewien, że coś czuje do niego.
-To cześć.- Chciał pójść do domu, ale złapała go za ramię.
-Myślisz, że cię teraz puszczę?- Popatrzyła na niego ironicznie.- Masz mi odpowiedzieć na moje pytania.
-Nie.- Zobaczył jak złości się lekko. Posmutniał w jednej chwili. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak ona i Sophie są do siebie podobne. Nie chodzi o wygląd, ale o charakter. Obie uparte i zawsze stawiające na swoim.
-O co chodzi?- Popatrzyła na niego z troską i położyła rękę na ramieniu. To samo spojrzenie wiele razy posyłała mu Sophie, tak samo martwiła się o niego.
-Zostaw.- Strącił jej dłoń i biegiem ruszył w stronę domu. 

18 komentarzy:

  1. fajny :) dodaj szybko następny ;D już się nie mogę doczekać co planuje Lopez :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny :) Błagam Cię dodaj szzybko nowy, bo jestem uzależniona od Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ty wiesz jak ja czekałam na ten rozdział??
    Codziennie wchodze i patrze czy ty czegoś nie napisałaś!!!
    Ale mam pytanie .. Czy Lopez też się w niej zakocha??
    Pozdrawiam i czekam na odpowiedz :)
    I Dawaj szybko następny rozdziałek :**

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział cudowny :D Jak zwykle , kurde nie mam słów 3 ;3 Masz talent ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boski! Już się nie doczekam co planuje Lopez :) pisz szybko następny bo nie wyrobię <3 pzdr. Nat&Ew

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest świetny !! Uwielbiam go !!!! Szybko dodaj następny rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! To jeden z moich ukochanych blogów, który czytam po 3 razy dziennie ! <3 Jest mega! No i oczywiście czekam na następny rozdział, który ,mam nadzieję, pojawi się niebawem! ;)) ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. jeny.... zrzera mnie ciekawosc co Lopez ma zamiar jej zrobić. uwielbiam cie dziewczyno !

    OdpowiedzUsuń
  9. mam pytanko. Będe mogła zrobić podobny blog, ale pytam się ciebie, bo chce rzeby w moim blogu też był lopez i czarny. Chce się ciebie spytać czy moge urzyć tych ksywek. Prosze! W wymyślaniu ksyw najlepsza nie jestem

    OdpowiedzUsuń
  10. KOCHAM TWÓJ BLOG < 3
    JEST PO PROSTU ZAJEBISTY ; ) . MASZ TALENT DZIEWCZYNO .
    JA CHCĘ KOLEJNY < 33333


    PS. u mnie nowy .

    OdpowiedzUsuń
  11. Suuuper ! ;3
    Ja chcę już następny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Boski <3
    Ja chcę już następny <3

    OdpowiedzUsuń
  13. <333333 Świetny !!!! Kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
  14. U mnie nowy rozdzialik;
    http://kick-czyli-kim-i-jack.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Jesli chodzi o opowiadania to naprawde dlugo siedze w tej branzy, zarowno jako czytelnik jak i tworca. Musze przyznac, ze to ciekawa interpretacja przedstawienia pary Kim and Jack. Bardzo klimatycznie i ciekawie. Motyw gangu, zapyzialego miasta oraz zrobienia z Jack'a ,,niegrzcznego chlopca,, jest poprostu swietny. Ciesze sie ze znalazlam w koncu cos co jest godne przeczytania, i mam nadzieje ze niedlugo,pojawi sie nowy rozdzial. PS. Autorko nie mysl ze jestem jakims smarkiem, majacym w glowie sieczke albowiem klania ci sie nisko rocznik 1994. Tak dokladnie, klaniam sie i sie tego nie wstydze, poniewaz nalezy Ci sie duzy aplaus. Niech wena bedzie z toba ... =〕

    OdpowiedzUsuń