Milton po cichu wszedł do domu,
zawsze tak robił. Gdyby mógł, chciałby być niewidzialny, w ten sposób rodzice
przestaliby na niego krzyczeć. Próba szybkiego przedostania się do pokoju nie
wyszła jednak, pani Krupnick stała z założonymi na rękach piersiami i
krytycznym wzrokiem spoglądała na syna.
-Gdzieś ty się włóczył tyle
czasu? Szkoła skończyła się już parę godzin temu.-Stała nieruchomo, jej
lodowaty wzrok sprawiał, że Milton czuł dreszcze biegnące po całym ciele.
-Miałem dodatkowe zajęcia.
-Nie kłam!- Krzyknęła w jego
kierunku i zbliżyła się do niego.- Jesteś taki sam jak on! Chcesz żebyśmy znowu
cierpieli?- W jej głosie słychać było żal, ale też wściekłość.
Właśnie tego tonu Milton
nienawidził z całego serca, wołałby żeby go uderzyła, krzyczała na niego tak
jak inne matki. Ona natomiast ciągle zachowywała się jakby miała do niego
pretensję, jakby to wszystko to była jego wina. Od tamtego wydarzenia chłopak
czuł, że matka traktuje go jak wroga, często obwiniała go, powtarzała mu, że
jest do niczego, że wolałaby mieć lepszego syna. To bolało, bardzo. Z tego też
powodu Milton zaczął zamykać się w sobie, stał się odludkiem, nawet nowa szkoła
tego nie zmieniła.
-Idę do siebie.- Ominął mamę i
szybko zamknął się we własnym pokoju, usłyszał jeszcze dźwięk tłuczonego szkła.
Kolejny atak, pomyślał. Kiedy ten koszmar się skończy?
Milton nie należy do otwartych
osób, nikt nie ma pojęcia, co dzieje się u niego w domu. On wręcz unika ludzi,
tak mu jest po prostu wygodniej. Unika trudnych pytań, pogardliwych lub pełnych
współczucia osób. Dla wielu jest zwykłym, pokręconym kujonem i dobrze mu z tym.
A teraz pojawiła się nowa dziewczyna, Kim i wszystko się zmieniło. Chłopak miał
ochotę wszystko jej opowiedzieć, czuł się przy niej swobodnie. Czyżby się
zakochał? Nie to nie możliwe, przecież to do niego nie podobne.
Wybiła północ, 16 września, Jack
nienawidzi tego dnia. To już trzy lata od śmierci Sophie, a on nadal czuje
wielki ból, a także wściekłość. Przez cały rok chłopak próbował odsuwać od
siebie myśli o tym wydarzeniu, jednak w tym dniu wracają one z podwójną siłą. Jego
piękna, pełna życia, zawsze uśmiechnięta siostra, taki obraz miał ciągle przed
oczami. Była jedyną osobą, która miała na niego jakiś wpływ, oddałby za nią
życie. Gdy zaczęła chodzić z Orczykiem,
nawet cieszył się z tego, był jego najlepszym kumplem, znał go, cieszył się ich
szczęściem. Do tej pory obwinia się, że to jego wina. Przecież znał przeszłość
przyjaciela, wiedział, że nie jest zbyt stały w uczuciach. Poza tym nie
powinien zostawiać siostry samej na tej imprezie. To jest jego wina, że Sophie
nie żyje.
-Tak bardzo cię przepraszam.- Położył
na jej grobie czerwoną różę, jej ulubiony kwiat. W jego oczach zaczęły pojawiać
się łzy. Jack Anderson płacze. – To wszystko moja wina.- Uderzył pięścią w ławkę,
na której siedział.- Pomszczę cię, już niedługo, obiecuję.- Popatrzył jeszcze
chwilę na nagrobek, w końcu jednak podniósł się i skierował się w stronę domu.
Zbliżała się druga w nocy, a jutro znów musiał wcześnie pojawić się w szkole.
Nie mogła zasnąć, ciągle
analizowała dzisiejszy dzień. Dlaczego ten cały Lopez to zrobił, nie wierzyła,
że ma czyste intencję i chce pomóc. Dotknęła ręką swoich warg, ciągle czuła
jego usta na swoich. Co się z nią dzieje, przecież to nie jest możliwe, żeby
tak na nią działał. Przed oczami miała ciągle jego twarz. Czekoladowe oczy, w których
widziała smutek. To wyróżniało go od jego koleżków, jego spojrzenie było pełne
żalu i cierpienia. To nie zmienia jednak tego, że należy do jednego z
tutejszych gangów, kradnie, rabuje, a może nawet i zabija. Po ciele dziewczyny
przeszły dreszcze. Dzięki niemu jednak miała spokój w szkole, nikt już jej nie
dokuczał, ludzie schodzili jej nawet z drogi. Niewyobrażalne jak jeden człowiek
potrafi mieć wpływ na tak wielu ludzi. Usłyszała nawet plotki, jakieś dziewczyny
uważały, że ona i Lopez są parą. Nie
była jednak z tego zbyt zadowolona, nie chciała, by te wieści dotarły do jej
ojca. Na pewno zapoznał się już z kartami wszystkich uczniów i wiedział, których
powinna unikać, do takich właśnie należał Lopez. Nawet nie zna jego prawdziwego
imienia, wszyscy zwracają się do niego Lopez.
Siedząc na parapecie obserwowała
ulicę, mimo tak późnej pory kręciło się po nie wielu ludzi. To miasto żyje
dniem i nocą. Dilerzy nawet nie próbowali kryć się ze swoim towarem. W świetle
lampy nocnej zauważyła jego. Mimo kaptura na głowie, była pewna, że to on.
Zwykle wyprostowana i pewna siebie postawa, zniknęla. Lekko zgarbiony, głowa
spuszczona w dół i ręce w kieszeni. Ciągle kopał jakieś kamyki, leżące na
chodniku. Nie spuszczała z niego wzroku, tak bardzo chciała wiedzieć, o czym
teraz myśli. Podszedł do jednego z dilerów,
chwilę pogadali, potem Lopez dał mu kasę a ten wręczył mu towar. Chciała już
iść do łóżka, położyć się, gdy nagle odwrócił się i zobaczył ją. Nie próbował
ukryć się, to nie miałoby sensu. Patrzył na nią już dłuższą chwilę, jego wyraz
twarzy nie zmienił się. Po paru sekundach, a może nawet i minutach, odwrócił
wreszcie wzrok. Nie ruszył się jednak stał nadal przed jej domem, jakby na coś
czekał. Czyżby chciał, żeby wyszła do niego? Nie ma mowy, sam przecież dawał jej lekcję, że
pakuje się niepotrzebnie w kłopoty, może to kolejny z jego głupich testów. Nie
mogła jednak powstrzymać ciekawości, o co mu chodzi, poza tym jakaś tajemnicza siła
ciągnęła ją do niego.
Na palcach zeszła po schodach,
założyła kurtkę i po cichu otworzyła drzwi. Stał tyłem do niej, nawet się nie
obrócił. Stała obok niego, a on nadal nic się nie odzywał.
-Znowu to robisz- wreszcie się
odezwał, ale nawet na nią nie popatrzył.
-Już ci mówiłam, że się ciebie
nie boję.- Powoli odwrócił się twarzą w jej stronę, patrzyła przez chwilę prosto
w jej oczy i uśmiechnął się lekko.
Kim poczuła motylki w brzuchu,
jak on ładnie się uśmiecha. Jeden jego gest i już była pewna, że dobrze zrobiła
wychodząc do niego. Czuła, że ma na nią zły wpływ, jednak nie mogła opanować
pragnienia, by być blisko niego.
Zobaczył ją w oknie, przyglądała
mu się. Specjalnie sprowokował ją by wyszła do niego. Jeżeli to zrobi, będzie
to oznaczać, że wszystko idzie zgodnie z planem. Kim Crawford zakochuje się w
nim. Gdy usłyszał dźwięk otwierania drzwi uśmiechnął się do siebie, ale nadal
stał do niej tyłem.
-Znowu to robisz- odezwał się,
ale nadal się nie odwracał, chciał, by jeszcze chwilę podenerwowała się.
-Już ci mówiłam, że się ciebie
nie boję.- Powoli odwrócił się twarzą w jej stronę, patrzyła przez chwilę prosto
w jej oczy i uśmiechnął się lekko. Zaczerwieniła się. Teraz już był pewien, że
coś czuje do niego.
-To cześć.- Chciał pójść do domu,
ale złapała go za ramię.
-Myślisz, że cię teraz puszczę?-
Popatrzyła na niego ironicznie.- Masz mi odpowiedzieć na moje pytania.
-Nie.- Zobaczył jak złości się
lekko. Posmutniał w jednej chwili. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak ona i
Sophie są do siebie podobne. Nie chodzi o wygląd, ale o charakter. Obie uparte
i zawsze stawiające na swoim.
-O co chodzi?- Popatrzyła na
niego z troską i położyła rękę na ramieniu. To samo spojrzenie wiele razy
posyłała mu Sophie, tak samo martwiła się o niego.
-Zostaw.- Strącił jej dłoń i
biegiem ruszył w stronę domu.
fajny :) dodaj szybko następny ;D już się nie mogę doczekać co planuje Lopez :)
OdpowiedzUsuńCudowny :) Błagam Cię dodaj szzybko nowy, bo jestem uzależniona od Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńCzy ty wiesz jak ja czekałam na ten rozdział??
OdpowiedzUsuńCodziennie wchodze i patrze czy ty czegoś nie napisałaś!!!
Ale mam pytanie .. Czy Lopez też się w niej zakocha??
Pozdrawiam i czekam na odpowiedz :)
I Dawaj szybko następny rozdziałek :**
KIEDY U CB NOWY <3
Usuńrozdział cudowny :D Jak zwykle , kurde nie mam słów 3 ;3 Masz talent ;)
OdpowiedzUsuńBoski! Już się nie doczekam co planuje Lopez :) pisz szybko następny bo nie wyrobię <3 pzdr. Nat&Ew
OdpowiedzUsuńJest świetny !! Uwielbiam go !!!! Szybko dodaj następny rozdział:-)
OdpowiedzUsuńSuper! To jeden z moich ukochanych blogów, który czytam po 3 razy dziennie ! <3 Jest mega! No i oczywiście czekam na następny rozdział, który ,mam nadzieję, pojawi się niebawem! ;)) ;***
OdpowiedzUsuńjeny.... zrzera mnie ciekawosc co Lopez ma zamiar jej zrobić. uwielbiam cie dziewczyno !
OdpowiedzUsuńmam pytanko. Będe mogła zrobić podobny blog, ale pytam się ciebie, bo chce rzeby w moim blogu też był lopez i czarny. Chce się ciebie spytać czy moge urzyć tych ksywek. Prosze! W wymyślaniu ksyw najlepsza nie jestem
OdpowiedzUsuńKOCHAM TWÓJ BLOG < 3
OdpowiedzUsuńJEST PO PROSTU ZAJEBISTY ; ) . MASZ TALENT DZIEWCZYNO .
JA CHCĘ KOLEJNY < 33333
PS. u mnie nowy .
Jaki masz adres bloga? ;3
UsuńSuuuper ! ;3
OdpowiedzUsuńJa chcę już następny ! <3
Boski <3
OdpowiedzUsuńJa chcę już następny <3
<333333 Świetny !!!! Kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńSuperrr......
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdzialik;
OdpowiedzUsuńhttp://kick-czyli-kim-i-jack.blogspot.com/
Jesli chodzi o opowiadania to naprawde dlugo siedze w tej branzy, zarowno jako czytelnik jak i tworca. Musze przyznac, ze to ciekawa interpretacja przedstawienia pary Kim and Jack. Bardzo klimatycznie i ciekawie. Motyw gangu, zapyzialego miasta oraz zrobienia z Jack'a ,,niegrzcznego chlopca,, jest poprostu swietny. Ciesze sie ze znalazlam w koncu cos co jest godne przeczytania, i mam nadzieje ze niedlugo,pojawi sie nowy rozdzial. PS. Autorko nie mysl ze jestem jakims smarkiem, majacym w glowie sieczke albowiem klania ci sie nisko rocznik 1994. Tak dokladnie, klaniam sie i sie tego nie wstydze, poniewaz nalezy Ci sie duzy aplaus. Niech wena bedzie z toba ... =〕
OdpowiedzUsuń