Kolejny dzień, Kim z trudem
podniosła się z łóżka. Gdyby tylko mogła najchętniej zostałaby w domu cały
dzień. Dzisiaj przynajmniej postanowiła wstać pól godziny wcześniej, w ten
sposób mogła zabrać się razem z bratem. Chociaż tyle, pomyślała. Stanęła przed szafą,
zastanawiając się, w co się dziś ubrać. Zauważyła, że większość dziewczyn w
szkole ma na sobie albo jakieś poszarpane dżinsy i bluzę, lub spódniczki i
kurtki skórzane. W poprzedniej szkole obowiązywały mundurki, eleganckie koszule
i spódnice do kolan. Kim nie chcąc się wyróżniać postawiła na dżinsy i jakiś
zwykły top.
-Siora, jeżeli chcesz jechać ze
mną to musisz ruszyć dupę!- Usłyszała krzyk swojego brata.
-Już idę.- Chwyciła swój plecak i
szybko zbiegła po schodach.
-Nie zapomniałaś czegoś?- Gdy już
chciała zamykać za sobą drzwi zatrzymała ją mama. W ręku trzymała pieniądze na
lunch.
-Dzięki mamuś.- Cmoknęła ją
szybko w policzek i pobiegła w stronę brata, który siedział już lekko
zniecierpliwiony za kierownicą. Dziewczyna stanęła na chwilę, zszokowana.
-Chyba żartujesz.- Otworzyła
drzwi i spojrzała na brata przerażonym wzrokiem.-Mam do szkoły jechać tym?
-Kim nie marudź.- Josh westchnął
głośno.- Radiowóz policyjny to zwykły samochód.
Wsiadaj!- Rozkazał jej już lekko zniecierpliwiony i podenerwowany.
-Nie przeżyje dzisiejszego dnia,
na bank. - Dziewczyna mruczała ciągle to pod nosem.
Lopez chcąc wcielić w życie swój
genialny plan musiał pojawić się wcześniej w szkole. Nie zdarzała się to już
dawno, zwykle albo przychodził gdzieś dopiero na trzecią i nie zawsze zostawał
do końca, lub wcale nie pojawiał się w szkole.
Z domu i tak wychodził wcześnie, nie chciał by babcia dowiedziała się o
jego wagarach i interesach. Wiedział, że na pewno czegoś się domyśla, ale jak
to mówią, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Zresztą starsza kobieta nie miała pojęcia, w
co tak naprawdę wpakował się jej wnuk, była przekonana, że powtarzał parę razy
klasy z powodu załamania po śmierci siostry. Sophie, jej imienia nie można było
nawet wymawiać w pobliżu chłopaka. Na samo jej wspomnienie łzy pojawiały się w
jego oczach, a przecież nie mógł pokazać, że jest słaby.
Dochodząc do szkoły zauważyła
radiowóz, uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył, że wychodzi z niego Kim Crawford,
osoba która ostatnio mocno go interesuje. Ta dziewczyna sama prosi się o
kłopoty, cała szkoła przyglądała jej się. Kilku kolesi podeszło do niej.
Całą drogę siedziała jak na
szpilkach, wiedziała, że podjeżdżając pod szkolę w radiowozie będzie miała
kłopoty. Policja to najgorszy wróg tych uczniów, nienawidzą ich z całego serca.
Wysiadając czuła na sobie spojrzenia wielu osób. Chciała jak najszybciej dostać
się do szkoły, lecz zaczepiło ją paru chłopaków. Gdy tylko zobaczyła jak
zmierzają w jej stronę, wiedziała, że to zwiastuje kłopoty. Przymknęła lekko
oczy czekając na rozwój sytuacji.
-Z psami się wozisz?- Cały czas miała
spuszczony wzrok, bała się na nich spojrzeć, nie chciała też ich w jakiś sposób
prowokować. -Patrz na mnie jak do ciebie mówię, suko!- Podniósł głos i złapał
ją mocno za włosy. Jęknęła cicho. Przed sobą ujrzała trójkę napakowanych i wściekłych
uczniów.
-Może jeszcze kurwa donosisz?-
Drugi z nich zbliżył się do niej i złapał mocno za twarz.
-Odpowiada się na pytania, nie
nauczyli cię tego rodzice?- Ryknęli śmiechem, ale Kim trzymała się swojego
postanowienia i nadal nic nie mówiła.
-To cię powinno czegoś nauczyć.-
Ujrzała jak pięść jednego z nich zmierza w stronę jej twarzy, zamknęła oczy. Cios
jednak nie nadchodził, zamiast niego usłyszała czyjś głos.
-Tylko spróbuj.- Otworzyła oczy.
To ten chłopak, Lopez, pomógł jej. Trzymał pięść napastnika w dłoni, uchronił
ją przed ciosem, ale dlaczego?- A teraz spieprzać!- Cała trójka posłuchała go i
biegiem ruszyli w stronę szkoły. Usłyszała jeszcze jak jeden z nich przeprasza
i mówi, że nie wiedział.
Kim stała nieruchomo, nie
wiedziała jak ma się zachować. Była strasznie zdziwiona zachowaniem chłopaka,
dobrze pamiętała jak wczoraj sam wyzwał ją od dziwki. Lopez chciał odejść, ale
ona szybko zareagowała i złapała go za rękę. Oboje popatrzyli na swoje
splecione dłonie, Kim zaczerwieniła się i szybko cofnęła rękę.
-Chciałam podziękować.- Wydusiła
wreszcie, nadal była zakłopotana tą całą sytuacją. Chłopak patrzył cały czas prosto
w jej oczy, co ją jeszcze bardziej krępowało. – Dlaczego?- Uśmiechnął się
tylko, obrócił i poszedł w stronę boiska szkolnego. Dziewczyna stała przez
chwilę lekko zszokowana, ale po chwili ocknęła się i pobiegła za nim. –Zadałam ci
pytanie!- Krzyknęła w jego stronę. Lopez nie zatrzymywał się jednak i nadal
szedł przed siebie. Wyszli już poza obręb szkoły, teraz znajdowali się na
terenie jakiejś byłej fabryki. Wszędzie pełno było gruzów, pustych magazynów
tym podobne. Dopiero w tedy zatrzymał się.
-Jesteś bardzo nieostrożna,
wiesz?- Na jego twarzy malował się szyderczy uśmiech, dziewczyna przestraszyła
się go.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę,
że znajduję się w jakimś opuszczonym miejscu, sam na sam z obcym chłopakiem i
do tego niebezpiecznym. Starała się być spokojna, powtarzała sobie, że przecież
jeszcze przed chwilą ten chłopak jej pomógł, że wcale nie powinna bać się. To
jednak nie pomagało, serce zaczęło jej mocniej bić.
-Nie boję się ciebie.- Starała się
by jej glos brzmiał pewnie i stanowczo, wiedziała jednak, że z marnym skutkiem.
Zaśmiał się głośno.
-To błąd.- Zbliżył się do niej i
dotknął dłonią jej policzka. Kim, mimo tego, że cała się trzęsła ze strachu
poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele, przymknęła nawet lekko
oczy. – Nikt cię tu nie usłyszy.- Jego dłonie znalazły się na jej szyi. Od razu
oprzytomniała i otworzyła oczy. – Mogę zrobić to.- Rozpiął zamek od jej bluzy i
przysunął się jeszcze bliżej. Objął ją mocno w pasie, tak by nie mogła się
wyszarpnąć. Ich ciała przywarły do siebie, chłopak z pewnością czuł jak mocno
bije jej serce. –Albo to.- Musnął lekko swoimi ustami jej wargi, dziewczyna
zadrżała.
-Co.. co chcesz zrobić?-
Spojrzała na niego niepewnie, w jej oczach pojawiły się łzy. Znów poczuła jego
dłonie na swoich policzkach. Kciukiem starł pojedyncze łzy, które się na nich
pojawiły.
-Nic ci nie zrobię.- Odsunął się
od niej, skrzyżował ręce na piersi i popatrzył na nią. Dziewczyna widząc, że
chłopak mówi szczerze i niebezpieczeństwo już minęło wydarła się na niego.
-Co to miało być? Dlaczego,
dlaczego ja? Cała szkoła się na mnie uwzięła!
-Nie krzycz na mnie.- Chłopak
podniósł lekko głos i ścisnął ją mocno za ramię. Powrócił ten ton, którego się
bała. –To była lekcja. Sama się pakujesz w te kłopoty. Nawet dzisiaj poszłaś za
mną w odludne miejsce, a co jakbym to był ktoś inny. Tu gwałciciele chodzą
spokojnie po ulicach, nikt ich nie łapie.- Puścił wreszcie jej ramię. Dziewczyna
od razu złapała się za bolące miejsce.
-Dlaczego to robisz?- Tak bardzo
chciała wiedzieć, dlaczego jej pomaga, dlaczego jej nie skrzywdził, on jednak cały
czas milczał. – Czemu nie odpowiesz?
-Nie ładuj się już w kłopoty i
nie proś braciszka psa by cię podwoził.- Nie czekając na jej odpowiedź, zniknął
pomiędzy budynkami.
-Super, tylko jak ja się stąd
wydostanę.- Westchnęła głośno.
Z góry przepraszam za błędy, zaraz wychodzę do pracy i nie mam czasu sprawdzać.
Pozdrawiam i dziękuje, że tak miłe komentarze. Jesteście kochani. <3