Okolica z pozoru może wydawać się
obskurna i niebezpieczna i taka też jest. Na ulicy kręcą się podejrzane osoby,
co chwilę słychać krzyki obrabowywanych przez kieszonkowców ludzi. Policjanci
nie reaguje, boją się, a poza tym są w znacznej mniejszości. To miasto należy
do tak zwanych gangów. Kradzieże, włamania, pobicia, to chleb powszedni dla
tutejszych mieszkańców. Bandyci nie boją się nikogo, dlatego też nikt nie może
czuć się bezpieczny. Wielu marzy by móc wyrwać się stąd, lecz nie jest to
możliwe. Ludzie tu mieszkający są bardzo biedni, a czynsz, jaki płacą w tym
mieście należy do najniższych w kraju.
Dlatego też chcąc, czy nie chcąc godzą się na to wszystko.
Miasto podzielone
jest na dwie części wpływów, północna należy do Skorpionów, a południowa do
gangu Mariota. Nie zawsze jednak tak było. Trzy lata temu przywódcy gangów,
Lopez i Orczyk byli najlepszymi przyjaciółmi, to jednak zmieniło się od tamtego
pamiętnego dnia. Była sobota, jak co tydzień planowali w trójkę wypad na
imprezę. Tą trzecią osobą była siostra Lopeza, Sophie. Dziewczyna różniła się
od brata, cicha spokojna i skromna. Mimo swojej nieśmiałości miała powodzenia u
chłopaków i nawet Orczyk zwrócił na nią uwagę. Dziewczyna żywiła do niego
wielkie uczucie, był jej pierwszą miłością. Kochała go, tego była pewna,
jeszcze nikt nigdy nie okazał jej tyle wsparcia i czułości. Jej spojrzenie było hipnotyzujące, zawsze
sprawiała wrażenie lekko przestraszonej, jakby ukrywała jakąś tajemnice.
Rodzeństwo żyło w biedzie, wychowywała ich babcia, ponieważ rodzice zginęli w
wypadku. Lopez czuł, że to na nim ciąży obowiązek opieki nad młodszą siostrą,
dlatego też zaprzyjaźnił się z Orczykiem i zaczął robić z nim interesy, nie
zawsze zgodne z prawem. Wracając do pamiętnej soboty, podczas imprezy Sophie i
Orczyk pokłócili się o jakąś mało istotną rzecz, ale z tego powodu nie bawili
się razem. W pewnym momencie dziewczyna zobaczyła jak obściskuje się z jakąś
nieznajomą. To było dla niej zbyt wiele, z płaczem wybiegła z klubu, znalazła
brata i poprosiła go by odwiózł ją do domu. Lopez chciał się dowiedzieć,
dlaczego jego siostra płacze, ale ona milczała. Następnego dnia znalazł ją
nieprzytomną na podłodze, połknęła całe opakowanie tabletek nasennych. Niestety
było już za późno. W pożegnalnym liście wyjaśniła przyczynę swojego
samobójstwa, a także przeprosiła brata i babcię za to, co uczyniła. Lopez ze
łzami w oczach czytał lisy od siostry, w jego oczach widać było gniew i szał.
Wybiegł z domu jak opętany, nic do niego nie docierało, miał tylko jeden cel,
znaleźć Orczyka. Gdy go odszukał rzucił się z pięściami na niego, w szale nie
panował nad sobą. Gdyby nie koledzy, mogłoby to się skończyć tragicznie. Od tej
pory przyjaciele stali się wrogami, Lopez przeniósł się na drugą stronę miasta
i założył własny gang.
We
wrześniu do okolicy sprowadziła się nowa rodzina. Małżeństwo z trójką dzieci.
Każdy zastanawiał się, dlaczego wybrali właśnie to miasto zwłaszcza, że nie
wyglądali na biednych, a wręcz przeciwnie. Jak się później okazało mężczyzna
został dyrektorem w tutejszym liceum. Wbrew pozorom praca ta była bardzo dobrze
płatna, dlatego, że żaden nauczyciel nie chciał podjąć się tego zadania. Nie
jest łatwo prowadzić zbuntowaną, pełną agresji i nienawiści młodzież. Najstarszy
syn państwa Crawford, bo tak nazywała się nowo przybyła rodzina, został
policjantem i dołączył do garstki policjantów, którzy tu jeszcze pozostali.
Najmłodszy syn miał dopiero cztery lata. Jedyna córka, w wieku osiemnastu lat
wkrótce miała zacząć ostatnią klasę w liceum. Ona najbardziej była
niezadowolona z przeprowadzki, w poprzedniej szkole miała przyjaciół, których
znała od dziecka.
-Mamo widziałaś te ulice, tych
ludzi?- Nastolatka spojrzała na swoją rodzicielkę i wzięła duży łyk mleka.
-Kochanie twój tata dostał
wymarzoną propozycję, co według ciebie mieliśmy zrobić?- Kobieta westchnęła
głośno i wzięła się za zmywanie naczyń. W głębi duszy podzielała obawy córki,
ale nie chciała pokazywać jej, że też jest zaniepokojona.
-Zostać?- Spytała retorycznie.
-Lepiej się pośpiesz, bo nie
zdążysz do szkoły.- Pani Crawford postanowiła zmienić temat.
-Jeśli po drodze mnie nie
napadną, zgwałcą i zabiją.- Dziewczyna mruknęła pod nosem.
-Nawet tak nie mów.-Pogroziła
córce palcem.
-Spoko, żartowałam.- Chwyciła
szybko jabłko, złapała plecak i wyszła z domu.
Droga do szkoły utwierdziła ją
tylko w przekonaniu, że to miejsce nie należy do bezpiecznych. Była nawet
świadkiem jak trzech mężczyzn biło i kopało jakiegoś chłopaka. Chciała podejść
i coś powiedzieć, zareagować, ale jakaś starsza kobieta złapała ją za rękę i
powiedziała, że jeśli jej życie miłe to niech się nie wtrąca. Była w szoku jak
wielka znieczulica społeczna tu panowała. Każdy martwił się tylko o siebie.
Sama została nawet zaczepiona przez jakiegoś zboczeńca, ale dziesięć lat
treningów karate nie poszło na marne.
-Policzymy się jeszcze suko-
warknął w jej stronę i z trudem podniósł się z ziemi. Nie zareagowała na jego
słowa, nie miała zamiaru wchodzić w potyczki słowne z jakimś podejrzanym typem.
Jak najszybciej chciała znaleźć się w szkole, tam przynajmniej powinno być w
miarę normalnie.
Szkoła ta jednak nie należy do
normalnych. Można porównać ją do dżungli, gdzie tak jak zwierzęta, uczniowie
walczą o dominację. Co chwilę przechodząc obok jakiś większych grupek ludzi
słyszała wulgarne słowa, wyzwiska padające z ich ust. Postanowiła posłuchać
kobiety, którą zaczepiła ją po drodze i się nie wtrącać. To kompletnie nie jest
jej świat i nie ma zamiaru próbować na siłę przystosować się do tego miejsca. Z
trudem odnalazła sekretariat, gdzie wręczono jej plan lekcji. Nie powiedzieli
jej nawet jak ma znaleźć sale 219, w której ma pierwszą lekcję, angielski. Co się dziwić skoro panowała tam jakaś wielka
awantura, z tego, co się zdążyła zorientować, znaleźli przy jakimś chłopaku
narkotyki i to nie pierwszy raz. W jej dawnej szkole zostałby wyrzucony za
pierwszy razem i to natychmiast, widocznie tutaj mają inne zasady. Wzruszyła
ramionami i wyszła szukać klasy.
Dzwonek zadzwonił jakieś dobre
pięć minut temu, Kim jednak nadal nie mogła znaleźć sali 219. Najdziwniejsze
było jednak to, że praktycznie większość uczniów nadal gawędziło na korytarzu,
tak jakby nie słyszeli dzwonka. Dziewczyna postanowiła nie zastanawiać się nad
tym dłużej, zdążyła się już zorientować, że to uczniowie rządzą w tej szkole. Jej
cierpliwość była na wykończeniu, znalazła salę numer 218 i już się ucieszyła,
że jest blisko, gdy okazało się, że numer kolejnej klasy to pięć. Kolejny powód
by nienawidzić tej szkoły, w sumie uzbierałoby się ich już z piętnaście.
-Pomóc ci?- Usłyszała za swoimi
plecami, nie była jednak pewna czy to do niej, więc nie obróciła się. –Hej nowa,
pomóc ci?- Znów ten sam głos, tym razem jednak zwróciła się twarzą w jego
stronę. Ujrzała wysokiego, rudego chłopaka, na oko w jej wieku.
-Ehmm…- Zająknęła się, była zdziwiona,
że ktoś w tej szkole oferuje jej pomoc. –To jakiś test?- Spojrzała na niego
uważnie, a on zaśmiał się cicho.
-Nie dziwie się, że tak pomyślałaś.
Jestem Milton- wyciągnął w jej stronę rękę, ale ona nie zareagowała, chłopak
nie wydawał się jednak tym faktem zaskoczony.- Przeprowadziłem się tu dwa lata
temu i wiem, co czujesz. Jaką masz pierwszą lekcję?- Chwyciła jej plan zajęć
bez pytania.- Matematyka w 219, ja mam fizykę w 14 to niedaleko, mogę cie
zaprowadzić.
-Super.- W jej głosie nie było
jednak słychać ani grama optymizmu. Odebrała od niego plan i spojrzała
wyczekująco.
-Za mną.- Uśmiechnął się do niej,
ale już nic nie odpowiedziała.
-Dlaczego właściwie się tu
przeprowadziłeś?- Po paru minutach milczenia, w końcu zadał pytanie, które
nurtowało ją od dłuższej chwili. Nikt normalny, z własnej woli na pewno by tu
się nie przeprowadził, ją niestety zmusili do tego rodzice.
-Długa historia- chłopak wyraźnie
posmutniał.- Może kiedyś ci powiem.
W tym momencie, Kim zobaczyła jak
w ich kierunku zmierza grupa pięciu chłopaków. Sam ich widok przerażał, napakowane,
pełne tatuaży ciała, mnóstwo blizn, a do tego agresywny wyraz twarzy.
-Z drogi kujonie- odezwał się
jedne z nich i popchnął mocno Miltona, tak, że wylądował na podłodze.
-Hej!- Kim zareagowała, w końcu
chłopak był jedyną osobą, która pomogła jej.
-O patrzcie jakaś nowa sunia.-
Ten sam chłopak, co popchnął Miltona, podszedł do niej i położył jej rękę na
policzku.
-Zostaw mnie!- Dziewczyna
próbowała nie okazywać strachu, co było dla niej bardzo trudne. Oni mogli
zrobić jej krzywdę i nikt by nawet nie zareagował.
-Ostra, lubię takie.- Cała banda
ryknęła śmiechem, a nieznajomy złapał Kim za tyłek, próbowała go odepchnąć, ale
nie miała tyle siły.
-Zostaw ją Czarny- ni stąd ni z
owąd przyszło wybawienie. Spojrzała w stronę chłopaka, który przed chwilą odezwał
się. Wysoki, dobrze zbudowany, brązowe włosy i oczy, przystojny i to bardzo.
Tak jak koledzy miał parę tatuaży na rękach.
-Lopez, no co ty?- Czarny był
bardzo zdziwiony jego reakcją.
-Zostaw ją- powtórzył, a chłopak
posłuchał go i odsunął się od Kim. Dziewczyna od razu wywnioskowała, że to musi
być ich przywódca.- Nie mamy teraz czasu na twoje zabawy z jakimiś dziwkami,
robota jest.- Cała banda bez słowa ruszyła za swoim szefem, widać było, że
zależy im na czymś i to bardzo. Dziewczyna odetchnęła głośno, była bezpieczna,
przynajmniej na razie. Cały czas jednak miała w głowie słowa tego całego Lopeza,
nazwał ją dziwką. Jeszcze nikt nigdy jej tak nie uraził, zabolało, bardzo zabolało.
Nawet jej nie zna, a mówi takie rzeczy. Czy oni naprawdę traktują każdą
dziewczynę, jako obiekt seksualny, potrzebny tylko do zaspakajania ich potrzeb?
-Nic ci nie jest?- Z rozmyślań
wyrwał ją głos Miltona.
-Nie, w porządku- nadal była
lekko przytłoczona całą sytuacją.
-Witaj w moim świecie.- Chłopak
spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Dziewczynie zrobiło się go żal, był
szykanowany i poniżany przez te dwa lata, tego była pewna. – Do twojego
przyjazdu jedynymi osobami, z którymi rozmawiałem w tej szkole byli
nauczyciele.- Wyznał jej szczerze.
-Słuchaj- spojrzała an niego niepewnie.-
Jak chcesz pogadać to… na mnie możesz liczyć. – Sama nie wiedziała, czemu to powiedziała,
z jednej strony poczuła litość, a z drugiej nawet go polubiła.
-Dzięki- uśmiechnął się lekko.- Jesteśmy.-
Dziewczyna obróciła się, wreszcie ujrzała upragniony numer 219.
-Hej, Milton- zawołała go, gdy
ten miał już wchodzić do swojej klasy.- Spotkajmy się na długiej przerwie, mam
kilka pytań.- Chłopak skinął głową i wszedł do klasy.
Mam nadzieje, że spodoba Wam się moje nowe opowiadanie. Charaktery są OOC, z góry przepraszam jeśli komuś to przeszkadza.
Aaaaa kochana to opowiadanie zapowiada sie równie cudownie jak poprzednie. Jack to Lopez, nie? Ale mnie wciągnęło!!!
OdpowiedzUsuńjuż mnie zaciekawiłaś :) / opowiadania-kickin-it.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper ! Kiedy następny ? ;D
OdpowiedzUsuńBardzo fajne! Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń. U mnie rozdział w poniedziałek lub jutro jeśli jakimś zwariowanym sposobem mi się uda. Ale napewno ci jutro wyśle!:)
OdpowiedzUsuńTe niektóre części z dalszych rozdziałów, ma sie rozumieć.
OdpowiedzUsuńPiękneee <3 <3 <3 Boże jak ja cie dziewczyno kocham <3
OdpowiedzUsuńpowinnaś pisać zawodowo
:***
Kiedy kolejny??? Bo ten jest boski!!! <3
OdpowiedzUsuńtajemniczo, mroczno i wciągająco. Zapowiada się the best opowiadanie jakie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny, bo ten mnie po prostu wciągnął. Nie mogę się doczekać!!! <3
OdpowiedzUsuńKiedy next? To jest takie wsciągające, że szok. Pięknieee <3
OdpowiedzUsuńKiedy new? To jest takie mroczne. Super! <3
OdpowiedzUsuńU mnie nowy
OdpowiedzUsuńSuper!! Kiedy dodasz nowy??? <3
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze SUPER i wciągający ! ;)Z niecierpliwością czekam na następny ! ;dd
OdpowiedzUsuńStrasznie wciągające:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam że potrafisz napisać aż tak długi rozdział.
Czekam na kolejny i zapraszam do mnie :)
http://kickinitmystory.blog.pl/
Extra :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :
http://kickinit-kimjack-mojawersja.blogspot.com/
Emm... może się to wydawać dość dziwne, ale jestem cholernie ciekawa, jak się nazywa Twój poprzedni blog. Mam problemy z jego znalezieniem...
OdpowiedzUsuń